- Od czterech lat jesteś podprowadzającą Cellfast Wilków Krosno, obecnie spadkowicza z Ekstraligi. Jak rozpoczęła się Twoja przygoda zespołem z Krosna?
- Moja przygoda z czarnym sportem w Krośnie była jednocześnie pierwszą w świecie żużla. Wcześniej nie miałam styczności z tego rodzaju sportem i był to dla mnie nieznany świat. Po czasie pandemii chciałam poszukać nowych doświadczeń życiowych oraz poznać nowe osoby.
- Kto namówił Cię do wejścia w świat żużla?
- Do udziału w castingu namówiła mnie moja przyjaciółka. Po pozytywnej rekrutacji dostałam się do zespołu i jak widać trochę już zapuściłam korzenie.
Monika Serwińska: Z uśmiechem stawiam się na każdej zbiórce i jestem dumna z tego, co robię
- Jak wspominasz swoje pierwsze zawody?
- Mój pierwszy mecz "w pracy" był zarówno pierwszym w życiu. Dopiero przy ostatnim biegu mogłam w pełni poczuć smak tego "czarnego sportu", atmosferę na torze, trybunach oraz oczywiście ryk silników. Dziś pomimo tylu lat, nadal z uśmiechem stawiam się na każdej przedmeczowej zbiórce i jestem dumna z tego, co robię.
- Nie jesteś jedyną osobą w swojej rodzinie, która była związaną zespołem z Krosna…
- Dokładnie. Po jednym z meczy wracałam ze swoim tatą, który opowiedział mi o swojej historii związanej zespołem z Krosna i o tym, jak na początku funkcjonowania klubu pomagał w organizacji transportu sprzętu. Po trzech latach uświadomiłam sobie, że być może moja historia nie jest przypadkowa, z czego jeszcze bardziej się cieszę.
- Zakochałaś się w "czarnym sporcie" od razu?
- Tak jak wspomniałam wcześniej, pierwszy mecz dla mnie był decydujący – to wtedy stwierdziłam, że chcę być częścią tego sportu.
- Pasja rozwijała się z każdym "podprowadzaniem' zawodników pod taśmę?
- Podprowadzanie na żużlu to nie tylko trzymanie tabliczki pod taśmą, przynajmniej dla mnie to się do tego nie ogranicza (uśmiech), to obserwowanie i uczestniczenie w życiu klubu i całej społeczności żużlowej. Przeżywanie każdego sukcesu i każdej porażki, czekanie na nowy sezon, obserwowanie doboru zawodników oraz monitorowanie mediów sportowych (co wiąże się, także z moim obecnym zawodem).
- Dziewczyny podprowadzające z pewnością ubarwiają widowiska żużlowe, gdzie większość widowni to jednak mężczyźni. Miałaś obawy przed wyjściem pierwszy raz na tor?
- Nie, nie miałam oporu, aby wyjść w stroju przed publiczność, ponieważ wcześniej byłam już związana ze światem modelingu. Podczas tej pracy zdobyłam doświadczenie, które pomogło mi łatwiej wejść w całą otoczkę żużlowego widowiska. Nasze stroje są dopasowane do naszych sylwetek, ale nie oznacza to, że są wyzywające. Podkreślają figurę, ale nie są wulgarne, sprawiają, że czujemy się częścią drużyny.
Wcześniej pytałeś o podejście mężczyzn i przejawy krytyki z ich strony - w końcu żużel uważany jest za męski sport. Oczywiście, zdarzają się nieprzychylne komentarze, lecz na szczęście są sporadyczne i tych pozytywnych opinii jest o wiele więcej, co także w swój sposób mobilizuje i daje satysfakcję z bycia częścią społeczności żużlowej.
Serwińska: Zdecydowanie bliżej mi do żużla niż mody
- Bliżej twojemu sercu jest do świata mody, czy do ryku silników? W którym środowisku odnajdujesz się lepiej?
- Na pewno kiedyś był to świat mody, pokazów oraz sesji zdjęciowych, lecz dziś robię to z czystej zajawki i ze względu na to, że nadal czuję do tego naturalny dryg. Teraz zdecydowanie bliżej mi do żużla niż do mody. Cieszę się, że przy okazji mogę rozwijać się zawodowo, także przy żużlu. W październiku obroniłam pracę magisterską, w której głównym tematem było budowanie wizerunku marki sportowej w mediach społecznościowych. Łączenie swoich pasji napawa satysfakcją.
- Coraz więcej kobiet uczestnicy w wydarzeniach motocyklowych?
- To fakt, jest coraz więcej kobiet, które utożsamiają się z tym sportem. Ich większą liczbę można zauważyć zarówno na trybunach, jak i na spotkaniach fanów. Panie angażują się w zawody coraz chętniej, co moim zdaniem jest fenomenalne. Uwielbiam obserwować ich entuzjazm, gdy szaleją na trybunach (uśmiech).
- Dziś wiele dziewczyn postanawia spróbowania swoich sił, także na torze... jako zawodniczki. Uważasz, że kiedyś w Polsce doczekamy się profesjonalnej ligi kobiet?
- Głęboko w to wierzę. Kobiety coraz częściej decydują się startować profesjonalnie w zawodach motoryzacyjnych. Może na razie nie jest to znaczna liczba, ale należy pamiętać, ze kiedyś kobieta za kołkiem była tematem tabu. Uważam, że stworzenie żużlowej ligi dałoby szansę wielu kobietom na spełnienie marzeń.
- Co najbardziej podoba się Tobie w byciu podprowadzającą?
- Może to oczywiste, lecz dzięki podprowadzaniu jako fanka żużla mogę być najbliżej tego sportu, jak tylko to możliwe. Bardzo to doceniam, dlatego tak angażuję się w życie klubu. Wiem, że wiele osób "dałoby się pokroić", żeby być na moim miejscu. Przyznam, że to niesamowite, że mam taką okazję.
- Jest coś bardziej uciążliwego, niż chodzenie w obcasach po torze pełnym kolein w Waszej profesji?
- Mało jest uciążliwych niedogodności w podprowadzaniu, lecz jeśli miałabym wymienić coś, co działa na mnie demotywująco w kwestii tego zajęcia, to byłyby to niesprzyjające warunki atmosferyczne. Pogoda potrafi być kapryśna.
Jeżeli jest zimno i pada nawet mała mżawka to na torze nie ma gdzie się schować. Nasze stanowiska w Ekstralidze ustawione były na murawie obok toru. Nie ma tam zadaszenia, a przez pryzmat cienkiego materiału naszych strojów bywało bardzo zimno, a ja jestem typowym zmarzluchem.
- Jakkolwiek zdefiniujemy piękno, nie da się jednak ukryć, że wśród podprowadzających pożądane są atrakcyjne kobiety. Mężczyźni lubią na nie patrzeć – jest to naturalne i nie ma w tym nic złego?
- Mężczyźni z natury lubią patrzeć na kobiety, lecz nie należy zapominać, że jako społeczeństwo, także chętniej obserwujemy atrakcyjne i piękne osoby (mam tu na myśli również Panów).
- Część widowni przed startem skupia swój wzrok częściej na Was, niż na żużlowcach. To nie krępuje?
- Myślę, ze nawet jeśli tak jest, to może być to przysłowiowy ułamek sekundy. Należy pamiętać, że tylko towarzyszymy zawodom, nie stanowimy widowiska same w sobie. Mimo tego, zawsze staramy się zrobić wszystko, co do nas należy. Na torze czuję głównie emocje związane z danym biegiem lub całością meczu, rzadziej dotyczy to spojrzeń kibiców.
Pierwszy domowy mecz sezonu jest drobnym wyjątkiem - oswajam się z powrotem do tłumów na trybunach i atmosferą (która jest jedyna w swoim rodzaju). Wtedy przez chwilę czuję się jak przed pierwszym startem w życiu. Szybko jednak przyzwyczajam się i każde kolejne wyjście jest jak przybicie piątki z kibicami – nie jak krępujący występ przed widownią.
Serwińska: Nie szukam relacji w miejscach, gdzie pracuję
- Zdarzały się propozycje relacji osobistych ze strony środowiska żużlowego?
- To normalne, że atrakcyjne kobiety w danym środowisku odnajdują swoich adoratorów. Osobiście ograniczam takie relacje do czysto przyjacielskich - nie szukam relacji w miejscach, gdzie pracuję. To pomaga zachować mi równowagę w swoim życiu osobistym i pomaga skupić się na sporcie, dla którego tam jestem.
- W przeciwieństwie do cheerleaderek, układy taneczne są u was raczej symboliczne?
- Mogę powiedzieć tylko, że kiedyś to było (śmiech). Kiedyś w naszych występach pojawiały się różne sekwencje i ruchy taneczne, lecz odeszliśmy od tego, bo to czasem powodowało niepotrzebne zamieszanie. Obecnie skupiamy się w pełni na tym, aby dobrze podprowadzić zawodników do taśm startowych. Staramy się też słuchać uwag sędziów i po prostu czerpać przyjemności z meczu.
- Same układacie sobie plan na dzień meczowy?
- Nie. Nad nami czuwają nasi opiekunowie - Kasia i Dominik. To oni dbają o nasze stroje, informują nas o szczegółach związanych z zawodami, pomagają w dniach meczowych oraz wspierają w trakcie samych spotkań. Dbają, także o atmosferę wewnątrz naszej grupy, aby nie było niepotrzebnych zgrzytów. Są naszymi dobrymi duszami, które sprawują nad nami pieczę.
- Zdarzają się konflikty i odmienne zdania?
- Oczywiście, zdarzają się takie momenty, jak w każdej grupie. Jesteśmy kobietami z różnymi charakterami, temperamentem oraz doświadczeniami. Praktycznie, co sezon dochodzą do nas nowe dziewczyny, z którymi potrzebujemy się "dotrzeć|. Mimo tego uważam, ze jesteśmy wyjątkowo zgrane i dobrze sie razem bawimy.
- W ostatnim sezonie niestety zawodnicy z Krosna nie zdołali się jednak utrzymać w najwyższej lidze rozgrywkowej...
- Spadek Cellfast Wilków Krosno był oczywiście trudnym doświadczeniem dla całego klubu, również dla mnie. Takie wydarzenia zawsze wpływa na osoby zaangażowane - czy to chodzi o fanów, czy pracowników. Nie jestem wyjątkiem. Zwłaszcza, że oczekiwania były ogromne.
Spadek uważam za wyzwanie, absolutnie nie jako porażkę. Moje zaangażowanie w działalność klubu jako podprowadzającej nieustannie kieruje się na wspieraniu drużyny na różnych poziomach rozgrywkowych. Ważne jest, aby patrzeć w przyszłość z optymizmem i skoncentrować się na procesie przywracania Cellfast Wilków Krosno do wyższej ligi. Równocześnie, należy brać pod uwagę to, że sport to dynamiczna sfera, a każdy sezon niesie ze sobą nowe wyzwania i możliwości.
Rozmawiał toniaasz
ABC feminizmu 2024-03-14 15:23:37
Wredne basko, ktore dzieki sluzalczej, niewolniczej pomocy mezczyzn, osiaga wlasne cele!
Rzygac sie chce! Tfu!
Łysy Karzeł 2024-03-14 15:46:05
Bardzo fajny wywiad. Pani życzę dużo wytrwałości!
Redakcja portalu podkarpacieLIVE nie ponosi jakiejkolwiek odpowiedzialności za treść komentarzy. Każdy użytkownik reprezentuje własne poglądy i opinie biorąc pełną odpowiedzialność za ich publikację.