Fot. Wiesław Kozieł/plusliga.pl
O awansie Resovii do PLS-u, mobilizacji zawodników na najważniejsze mecze oraz o tym co sądzi o polskiej siatkówce opowiedziała nam żywa legenda rzeszowskiego klubu, Pan Jan Such.
- Panie Trenerze, dokładnie 20 lat i jeden dzień temu, siatkarska Resovia wróciła do najwyższej kIasy rozgrywkowej w Polsce. Proszę powiedzieć, co pamięta pan z tamtego sezonu?
- Może opowiem jeszcze co działo się wcześniej. W sumie 4 lata spędziłem w Jastrzębiu-Zdroju, z zespołem zdobyłem 2 brązowe medale, w tym czasie w Rzeszowie za zespół odpowiadał Marek Karbarz i Andrzej Kowal. Podpisałem kontrakt jeszcze na następny rok, jednak w ostatnim już sezonie na zgrupowaniu w Zakopanem dostałem przykrą wiadomość, że żona jest poważnie chora i podjąłem decyzję o powrocie do Rzeszowa.
Tam zdecydowałem się pomóc Resovii w odbudowie swojego prestiżu i zostałem pierwszym trenerem, zaś moją prawą ręką był Andrzej Kowal. Dopóki żyję a Resovia jest, będę pomagał żeby zawsze była.
Tutaj taka ciekawostka: pamiętam do dzisiaj, jak przyjechałem na mecz Resovii, to doliczyłem się dokładnie 28 kibiców na trybunach, potem jak zostawiałem zespół 4500 kibiców stało i zaśpiewało 100 lat- za to dziękuję.
Wracając do pytania, zespół grał wcześniej w pierwszej lidze, ale po poprzednim sezonie Resovia nie zdołała awansować z drugiej ligi do serii B (odpowiedniku pierwszej ligi-przyp. red.), jednak będąc członkiem zarządu udało się przy pomocy Wieśka Radomskiego rozszerzyć ligę i nie musieliśmy martwić się o to, gdzie przyjdzie nam rywalizować.
Jak przyszło do tworzenia drużyny, to wróciłem do swoich dawnych znajomych i do doświadczonych zawodników, z którymi miałem wyniki. Całą strategię oparłem na grze Sławka Gerymskiego, z którym zdobywałem parę lat wcześniej mistrzostwo Polski w Mostostalu Kędzierzyn-Koźle, postawiłem też na graczy z naszego regionu. Mówię tu o takich postaciach jak Staszek Pieczonka, jak bracia Podpora, Sławek Szczygieł i Tomek Kamuda. Z tymi zawodnikami zaczęliśmy, nawet nie myśląc, że od razu w pierwszym roku awansujemy, walczyć o powrót Resovii na parkiety PlusLigi, zwanej dawniej PLS-em. Były wzloty, upadki, były też porażki jak w Zduńskiej Woli, z tym że w końcowym rozrachunku doszliśmy do finału, gdzie spotkaliśmy się z Górnikiem Radlin.
- To wtedy mierzyliście się przeciwko grającemu trenerowi Dariuszowi Luksowi?
- Tak jest. Górnicy też mieli olbrzymie ambicje i w sumie byli pewni awansu, bo jednak my jadąc tam, startowaliśmy z niższej pozycji a żeby awansować, trzeba było zająć pierwsze miejsce w całych rozgrywkach. Pojechaliśmy do Radlina, bo grało się do 3 wygranych i było wiadomo, że żeby ewentualny awans był w Rzeszowie musimy tam przynajmniej wygrać jeden mecz.
Pamiętam pierwsze spotkanie- wyraźnie przegraliśmy i rozmawiałem w sobotni wieczór z Wieśkiem Radomskim i z Markiem Karbarzem, żeby oni przyjechali zmobilizować zespół. Przyjechali, wygraliśmy 3-0 i ten wynik jaki chcieliśmy osiągnąć, czyli jedno zwycięstwo, dało nam szansę awansu u siebie. Pierwszy mecz przed własną publicznością wygraliśmy dość wyraźnie 3-1, drugi mecz do przodu, też 3-1 no i historyczny sukces- awans do PlusLigi.
- Panie trenerze proszę powiedzieć na czym polegał fenomen nocy pomiędzy meczami, bo teraz pan wspomniał, że przyjechali panowie Radomski i Karbarz i zmobilizowali zespół, dzięki czemu wygraliście drugie spotkanie. Po trzecim, w GC Nowiny czytałem, że zabrał Pan zespół do Boru Głogowskiego?
- Po trzecim spotkaniu, żeby zespół odciął się od stresu, od tego wszystkiego, zabrałem chłopaków na spacer po Borze Głogowskim niedaleko hotelu. Wcześnie rano poszedłem i wszystkie systemy gry rozrysowałem na drzewach.
- Na drzewach?
- Tak, były kartki powieszone na drzewach. Systemy gry w poszczególnych ustawieniach i myśmy na spacerze je analizowali, tam też prowadziłem odprawę- zawsze miałem takie troszkę nietypowe pomysły. Omawialiśmy decydujący mecz właśnie analizując rozpisanie ustawień przeciwnika patrząc na drzewa.
- Pamiętam, że ten czwarty mecz był transmitowany w telewizji i po tym spotkaniu śp. prezydent Tadeusz Ferenc podszedł do mnie z gratulacjami, tak jak i prezes Asseco Adam Góral i wtedy właśnie zaczęły się rozmowy o stworzeniu spółki akcyjnej, gdyż takie były wymogi ówczesnego PLS-u. Wtedy też ustaliliśmy, że zespół będzie występował pod nazwą Asseco, gdyż w tamtym czasie Asseco było jednym ze sponsorów obok głównego, którym w tamtym czasie był Zakład Energetyczny.
Co mogę powiedzieć a do dzisiaj nikt nie dowierza, że myśmy budując zespół nie mieli takich dużych pieniędzy jak są dzisiaj. Awans zespołu- mam na myśli koszty zatrudnienia zawodników- myśmy zamknęli się niesamowitą kwotą rzędu 400000zł. Jest to do sprawdzenia, mam dokumenty- zawodnicy zarabiali poniżej średniej krajowej, z tym, że to nie były takie czas jak dzisiaj, że jeden zawodnik zarabia 2-3 razy więcej niż nasz cały zespół, który wtedy awansował. Jeździliśmy z Markiem Karbarzem, żeby zebrać pieniądze na walkę o awans, za to dzisiaj dziękuję takim firmom jak Hortex, Leżajsk czy Trans System- podpisywaliśmy takie umowy sponsorskie dosłownie na parę tysięcy miesięcznie.
- Jakie jeszcze niecodzienne wydarzenie przychodzi Panu na myśl z meczów finałowych? Mniej więcej dwa lata temu Tomasz Kamuda powiedział, że pod wpływem emocji w trzecim meczu wykonał pad, po którym rozbił sobie podbródek i grał z plastrem. Był Pan zszokowany a Tomasz Kamuda przyznał, że wtedy pierwszy raz widział szok w oczach trenera który podszedł i powiedział: "To ty tak umiesz"?
- Tomek nigdy nie był z tych co się rzucali. Z tym, że to była pełna mobilizacja i w tej walce zapomniał się, wykonał rzut i mogłem to powiedzieć, że nie spodziewałem się, że on takie rzuty potrafi. Co ważne, sporą wartością dodaną i oparciem dla zespołu był Sławek Gerymski. Z pewnym ryzykiem- że też cały czas były z nim problemy pozasportowe, ale zmobilizował się i bardzo nam pomógł.
- Zmieniając nieco temat, czy może Pan wytłumaczyć na czym polega sekret Andrzeja Kowala? On terminował u Pana, pracował u Marka Karbarza i współpracował też z Ljubomirem Travicą, zdobył trzy mistrzostwa Polski z Resovią a wczoraj dołożył do swojego dorobku kolejne mistrzostwo tym razem w Czechach.
- Był kiedyś moim zawodnikiem pamiętam ściągałem go z Leżajska. Jak wróciłem z Jastrzębia pozostał drugim trenerem- dawałem mu pewne zadania, prowadził omówione fragmenty treningu, głównie systemy blok-obrona.
Andrzej Kowal potrafi zrobić użytek, z tego co nauczył się od szkoleniowców z którymi pracował. Szkoda że w pewnym momencie brak wyników spowodował jego odejście z Rzeszowa, potem obserwowałem jego pracę w Suwałkach oraz w Rumunii. Dopiero teraz się dowiedziałem, że wywalczył złoto ze swoim zespołem, także gratulacje dla Andrzeja, z tego co wiem to chyba będzie pracował w Gorzowie, chociaż były też rozmowy, że miał objąć reprezentację Ukrainy.
- Wyobraźmy sobie taką sytuację, przed sezonem przychodzi Adam Góral wraz z Piotrem Maciągiem i wykładają kawę na ławę: "mamy dość półfinałów, chcemy złota", co by Pan doradził?
- Nie wiem czy czytałeś moje przedsezonowe prognozy, natomiast w Supernowościach przewidziałem że Bełchatów i ZAKSA nie będą w czwórce, choć nie spodziewałem się, że także i w ósemce. W moim finale było Zawiercie i właśnie Resovia, której zabrakło jednej piłki. Patrząc teraz na wcześniejsze analizy podtrzymuję moje wypowiedzi, że zespół jest dobrze zbudowany. Szkoda może nie tak bardzo DeFalco, ale Louatiego, który pod koniec dobrze grał gdyż dzisiaj przyjęcie będzie bardzo ważne. Trochę się obawiam się czy Klemen Cebulj z Bartoszem Bednorzem przy pomocy Pawła Zatorskiego je utrzymają na takim poziomie jak było w tym roku. Nie dziwię się, że Fabian Drzyzga odchodzi, pewną strategię trzeba zmienić, natomiast ten zespół było spokojnie stać na medal. Ostatni słaby mecz z Warszawą jest pokłosiem tego, że zabrakło jednej piłki do finału.
Czasami rozmawiamy z prezesem Piotrem Maciągiem, podczas jednej z rozmów powiedziałem mu, że gdybym decydował to wziąłbym Tuomasa Sammelvuo i potem czytam, że to on będzie trenerem. W Rosji robił wspaniałe wyniki, wprawdzie wyleciał z ZAKSY, ale przez błąd prezesa Szpaczka, bo nie można doprowadzić do konfrontacji w szatni po przegranym meczu chyba z Barkomem i nawrzucać zawodnikom. W tej sytuacji trener znalazł się między młotem a kowadłem- nie stanie przeciwko siatkarzom, gdyż straci szatnię i nie może z kolei podważać autorytetu prezesa, który go za to zwolni.
- Nie ciągnie Pana, by jeszcze znaleźć się na ławce trenerskiej, poprowadzić jakiś zespół lub pomóc w jego budowie?
- Wystarczy mi, że porozmawiam sobie z jednym czy drugim prezesem, np. z Zawiercia czy Jastrzębskiego Węgla. Od jastrzębian dostałem zaproszenie na dwudziestolecie zdobytego mistrzostwa Polski, dobrze wspominam też Jadar Radom. Bardzo podoba mi się to, co robi prezes z Lublina- czeka aż Leon zakończy sezon klubowy, by go ogłosić.
Jestem na siatkarskiej emeryturze i sprawia mi satysfakcję jak widzę moich współpracowników, którzy kontynuują pracę w zawodzie, jak choćby Dominik Kwapisiewicz. W tym miejscu chcę wspomnieć o naszych młodych szkoleniowcach. Rosną nam tacy jak Michał Winiarski, jak Daniel Pliński. Szanuję polskich trenerów i twierdzę, że to jest ich czas. Jesteśmy najlepsi w świecie, lecz swoich trenerów nie szanujemy. Z zagranicznymi to jest kwestia finansów, że są troszkę inne rozliczenia i łatwiej dla klubu pewne sprawy przeprowadzić. Pamiętam jak byłem we Francji, w Szwajcarii to uczyłem siatkówki. We Włoszech byli Skorek, Gawłowski, Bosek, Zarzycki- nauczyli Włochów, to potem ich powyrzucali. U nas ci zagraniczni zbyt długo mają cieplarniane warunki.
Swoją drogą, to nie po drodze mi z PZPS-em. Za to, że zawsze mówiłem o pewnych błędach, miałem cięty język. Jedna rzecz- zawsze grałem uczciwie o swoje walczyłem. Kiedyś wypowiedziałem się w mediach, że jak nie wpuścili Campera Wyszków do PlusLigi to pojadę uczyć Ukraińców, bo tutaj jest to nie do opisania, tutaj nie będę pracował. Do dziś mam z nimi kłopoty, ale jestem niezależny, świetnie radzę sobie poza sportem.
- Czego Panu życzyć na emeryturze?
- Na tej emeryturze wspaniale sobie radzę. Mam dom z ogrodem, całe osiedle w Mikołajkach wybudowałem. Teraz jestem budowniczym domów, nie siatkówki. W niej dawałem swoją ambicję i serce a teraz zarabiam pieniądze.
Rozmawiał Radosław Dudek
Czytaj także
2024-04-26 21:44
Rozkojarzona Wiązownica z przegraną. Stracili trzy bramki w końcówce
2024-04-26 21:50
Marek Zub: Teraz czas zweryfikować górę tabeli
2024-04-26 22:25
To już jest koniec, nie ma już nic. Asseco Resovia poza podium!
2024-04-27 11:35
Valerij Sokolenko po porażce: Teraz musimy siedzieć cicho i cierpieć
2024-04-27 14:50
Izolator Boguchwała bezlitosny dla Korony!
~anonim 2024-04-27 08:08:41
mądrego to i warto posłuchać
r. 2024-04-27 10:36:32
super wywiad!
Redakcja portalu podkarpacieLIVE nie ponosi jakiejkolwiek odpowiedzialności za treść komentarzy. Każdy użytkownik reprezentuje własne poglądy i opinie biorąc pełną odpowiedzialność za ich publikację.