Mateusz Jedynak 28 stycznia 2018 roku wypadł z okna z czwartego piętra. W wywiadzie opowiada o tym jak zmieniło się jego życie po wypadku.
- Pamiętasz dzień wypadku?
- Bardzo dobrze. 28 stycznia, ta data zostanie ze mną do końca życia. Graliśmy turniej o puchar prezydenta Tarnobrzega, wygraliśmy go, wróciłem dość późno do domu. Było mi strasznie ciepło w mieszkaniu, to był też cieplejszy dzień, śnieg stopniał – i bardzo dobrze, że stopniał, zaraz ci powiem, dlaczego. No więc chciałem wyjść na balkon, a że mieliśmy na wejściu dość wysoki próg, to ktoś się zawsze o niego potknął. Trzeba było się szybko łapać barierki, żeby nie wylecieć. A że ja jestem dość wysoki, barierka dość niska, to nie udało mi się wtedy tego zrobić na czas. Przeleciałem przez nią i tyle pamiętam. Kolejne wspomnienie, to już gdy obudziłem się w szpitalu.
- Pamiętasz tych kilka sekund, kiedy spadasz? O czym się wtedy myśli?
- Nie wiem. Straciłem przytomność chyba już gdy wypadłem z balkonu, ale wiesz co? Nie chciałbym nawet tego pamiętać.
- Mówiłeś, że dobrze, że stopniał śnieg.
- Dużo szczęścia, bo spadłem dosłownie kilka centymetrów od studzienki kanalizacyjnej. Nie miałbym szans przeżyć, dzisiaj byśmy tu nie siedzieli i nie rozmawiali.
- Miałeś pretensje do kogoś o to, co się stało?
- Nie tyle pretensje, co po prostu nie chciałem się z nikim widzieć, z nikim rozmawiać, nawet z rodzicami. Dopiero po tej rozmowie z księdzem jakoś się pogodziłem z wypadkiem, z moim stanem. Widzisz, teraz nie mam problemu, żeby usiąść z tobą i porozmawiać otwarcie. Zrozumiałem wtedy, że Bóg faktycznie istnieje, że jak się modlę, to on mi faktycznie pomaga.
- Wcześniej byłeś religijny?
- Chodziłem do kościoła co niedzielę i na tym w zasadzie się moja religijność kończyła. Nie myślałem o wierze, ale teraz często zastanawiam się nad tym, co stara mi się przekazać ksiądz. To zadziałało cuda. Teraz patrzę na to tak, że gdyby nie wypadek, pewnie nie zdałbym matury, bo średnio było mi po drodze z nauką. Ale kiedy przez pierwsze trzy miesiące leżałem w łóżku, mogłem jedynie wyjść do toalety, a i to z balkonikiem, wszystko dopiąłem. Pani wychowawczyni, dyrektor, pedagog postanowiły, że zorganizują dla mnie indywidualne nauczanie. Teraz mam szansę iść na studia, więcej – chcę to zrobić.
- Musiałeś trochę pozmieniać priorytety.
- Wartości kompletnie się przestawiły. Nie doceniałem – bo nikt nie docenia, póki wszystko jest okej – jak mogłem wstać z łóżka bez bólu. Dopiero gdy miałem taką blokadę, że kilka kroków spaceru było wyzwaniem ponad siły. Teraz wielką radość daje mi, gdy sam sobie robię kanapkę, mogę się gdzieś przejść kawałek. A jaki uśmiech na twarzy wywołuje głupie kopnięcie piłki na rehabilitacji! Już chce się wracać do grania, bardzo za tym wszystkim tęsknię.
- Jakie są prognozy?
- Musi być tylko lepiej, chodzę na rehabilitację, jestem pod opieką świetnych ludzi w Orto Med Sport w Bielsku i widzę ogromny postęp, właściwie z dnia na dzień. Świetną robotę wykonują fizjoterapeuci którzy mnie tam prowadzą, Dominik, Robert, Kuba, Tomek, Mateusz. Należą im się podziękowania za to że starają się jak mogą, aby mi pomóc.
- Jak wygląda teraz twój dzień?
- Staram się żyć normalnie, codziennie spędzam po 3-4 godziny na rehabilitacji, z czego większość czasu to indywidualny trening funkcjonalny a reszta czasu to odnowa.
- Ze strony Siarki jest wsparcie?
- (chwila ciszy) Jest wsparcie, nie mogę powiedzieć. Prezes pomógł mi dużo, dołożył do kontraktu parę złotych. Jak mógł, to pomagał. Przychodzili chłopaki z drużyny, trener Gąsior też odwiedzał mnie bardzo często, dużo ze mną rozmawiał. Prezes Dziedzic się postarał, zachował się też fair, bo przed wypadkiem miałem dogadaną małą podwyżkę, o którą walczyliśmy z moim menedżerem Romanem Skorupą, gdy Karol Dybowski odszedł do Piasta. Wiadomo – stało się, jak się stało, ale prezes nie zmienił zdania i faktycznie mi tę podwyżkę dał na ostatnie pół roku umowy, mimo że nie było ze mnie pożytku.
- Ale teraz zostałeś już bez kontraktu.
- Skończył się 30 czerwca. Jakby nie wydarzył się wypadek, liczyłbym na kolejną umowę, a tak… Wiem, że na przykład GKS Katowice przedłużył umowę z Sebastianem Nowakiem mimo ciężkiej kontuzji, ale wiadomo, że to inny rodzaj urazu. Cieszę się, że ludzie związani z Siarką w ogóle coś mi dołożyli, a nie postąpili na zasadzie: a dobra, niech sobie tam leży i niech jego rodzice się martwią.
Zaraz po wypadku można było tu i tam usłyszeć, że to wcale nie musiał być wypadek, tylko próba samobójcza.
Miałem naprawdę poukładane życie i nie przeszłoby mi przez myśl, żeby robić coś takiego. Nigdy. Wiem, co ludzie pisali, bo czytałem komentarze. Gdy pierwszy raz wszedłem na Facebooka po tym upadku, znajomi podsyłali mi linki do tekstów. Niektórzy potrafili napisać w porządku, inni wypisywali kompletne bzdury. Jak można wypowiadać się na mój temat, gdy nie wie się o mnie nic? Dołowały mnie te wpisy, ale załapałem, że to bez sensu, bo piszą to ludzie, którzy nie są nic warci. Nic nie osiągnęli, nic nie osiągną, w świecie są nikim.
Masz dziś opory przed wyjściem na balkon?
Pierwszego dnia, jak tylko wróciłem do domu, wyszedłem, spojrzałem w dół i nie poczułem jakiegoś lęku. Co mogę powiedzieć? Wydarzyło się i już nic nie mogę na to poradzić.
Cały wywiad dostępny: "Spadłem z czwartego piętra. Kilka centymetrów w bok i mógłbym nie żyć"
Kibic Liverpoolu 2018-07-26 20:21:12
Dzień dobry, trzymaj się chłopie, życzę Ci szybkiego powrotu do zdrowia i do sportu. Stare powiedzenie "co cię nie zabije to cię wzmocni", mam nadzieję, że w Twoim przypadku będzie jak najbardziej aktualne. Wszystkiego najlepszego, pamiętaj: "You'll never walk alone ?"
Redakcja portalu podkarpacieLIVE nie ponosi jakiejkolwiek odpowiedzialności za treść komentarzy. Każdy użytkownik reprezentuje własne poglądy i opinie biorąc pełną odpowiedzialność za ich publikację.