2025-03-20 13:08:00

Krzysztof Pietluch: Gole, ciężka praca i... szlifierka do gipsu

fot. archiwum
fot. archiwum
Lider, który nie chciał być liderem. Napastnik, który na Podkarpaciu strzelał jak na zawołanie. Piłkarz, który zamiast treningów motorycznych miał... pracę w gospodarstwie. Krzysztof Pietluch od ponad dwóch dekad, z krótkimi przerwami pozostaje wierny Wólczance Wólka Pełkińska, a w rozmowie opowiada o swojej piłkarskiej drodze, niezliczonych golach i niecodziennych przygodach.

23 lata w jednej drużynie

- Dopiero co rozpoczął się kolejny rok na podkarpackich boiskach, a Ty znów trafiłeś do siatki w końcówce meczu, zapewniając swojej drużynie trzy punkty. Który to już rok z rzędu ze strzelonym golem dla Wólczanki?

- Tych lat trochę się uzbierało, bo w tym roku mija 23. rok odkąd gram w Wólczance, z bardzo krótkimi przerwami. Nie przypominam sobie sezonu, w którym nie udałoby mi się choć raz wpisać na listę strzelców.

500 goli? Może więcej...

- Przez lata byłeś jednym z najskuteczniejszych napastników w regionie. Liczyłeś, ile masz bramek na koncie?

- Kiedyś z ciekawości liczyłem od występów w seniorach, od B klasy po III ligę. Wychodziło około 500 goli, ale mogę się mylić. Niestety, nie prowadziłem żadnych zapisków.

- Od początku swojej kariery występowałeś jako napastnik?

- To zależało od wizji trenera. Marek Rybkiewicz, gdy mi nie szło, często zmieniał mi pozycję, a u Daniela Myśliwca grałem jako „dziesiątka”. Uważam się jednak za klasyczną dziewiątkę – tam czuję się najlepiej.

fot. ChmurkaPhotography

Motoryka budowana w gospodarstwie

- Twoja siła fizyczna na boisku była imponująca. To efekt pracy w gospodarstwie?

- Tak, profesjonalnym treningiem motorycznym było przerzucanie buraków, siana czy słomy na przyczepę. W tamtych czasach wszyscy na wsi mieli obowiązki – ja, żeby pojechać na sobotni mecz, musiałem wstać o 6 rano i najpierw wypełnić swoje zadania. Ta praca nauczyła mnie szacunku i tego, że ciężką robotą można osiągnąć sukces.

Zainteresowanie agentów? Raczej Facebookowe wiadomości

- Byłeś królem strzelców od B klasy do III ligi. Odzywali się do Ciebie menedżerowie?

- Było spore zainteresowanie, ale najczęściej kończyło się na wiadomościach na Messengerze. Nikt nie traktował tego poważnie. Dziś mnie dziwi, że tak działał skauting.

- Myślisz, że na poziomie centralnym też byś sobie poradził?

- Trudno powiedzieć. Byłem na wypożyczeniach w czterech klubach, ale tam nie strzelałem już tak często. A jak tylko wracałem do Wólczanki – gole przychodziły z łatwością.

Wólczanka to drugi dom

- Miałeś świadomość, że jesteś liderem drużyny?

- Nigdy nie uważałem się za lidera. Wychowałem się na „starej szkole”, gdzie liczyła się ciężka praca. Dzięki piłce poznałem wielu ludzi – gdziekolwiek jechałem, ktoś mnie zaczepiał. W Wólczance przewinęło się wielu świetnych zawodników, którzy dziś grają na najwyższym poziomie.

- Grałeś z wieloma zawodnikami, którzy później trafili wyżej. Kto zrobił na Tobie największe wrażenie?

- Mieliśmy świetną drużynę w sezonie 2019/20. Brakło nam jednego punktu do awansu do 2 ligi. Przegraliśmy rywalizację z Hutnikiem Kraków i Motorem Lublin w sezonie covidowym. Już wtedy wiedziałem, że Dawid Olejarka i Wiktor Kłos szybko od nas odejdą. Byli młodzi, a już radzili sobie w wymagającej III lidze.

Trenerzy, którzy zostawili ślad

- Który trener miał największy wpływ na Twój rozwój?

- Każdy coś wniósł, ale najdłużej w klubie pracował Marek Rybkiewicz – od okręgówki po III ligę. Dużo mu zawdzięczam. Jego styl gry mi odpowiadał – prosta piłka, jaką lubię.

- A Daniel Myśliwiec?

- Miał specyficzny styl gry. Na początku nikt nie wiedział, o co mu chodzi. Z czasem jednak jego metody zaczęły przynosić efekty.

- Jakim był człowiekiem w szatni?

- Był jednym z nas. Przyjeżdżał dwie godziny wcześniej, rozwijał węże strażackie, żeby nawodnić boisko, a czasem sam kosił trawę. Był bardzo opanowany – nie przypominam sobie, by na kogoś krzyczał, jak to robią inni trenerzy i ciężko go było wyprowadzić z równowagi, a na każdego z nas miał jakiś pomysł i nas rozwinął. Trener Daniel Myśliwiec miał swoje zasady w prowadzeniu drużyny.

- Uważasz, że duża część trenerów swoją pracę opiera właśnie często tylko na krzyku?

- To jest pewnie kwestia człowieka, każdy reaguje i swoje emocje pokazuje inaczej. Bardziej chodzi o to, by przekaz trenera był prosty i zrozumiały, a często z tym jest problem w polskim szkolnictwie piłkarskim według mnie. A czy trener krzyczy, czy nie – to już mi osobiście nie przeszkadza, bo na samym końcu jest boisko i tam robota do zrobienia.

- Mimo lat nadal grasz z pasją?

- Bywa różnie – wiek daje o sobie znać. Czasem po nocnej zmianie nie mam siły, ale jeśli jestem wypoczęty, to z chęcią zakładam koszulkę Wólczanki. Piłka dała mi wiele pięknych chwil i znajomości.

Gips zdjęty... szlifierką

- Podobno przed jednym z meczów usunąłeś gips z ręki w dość nietypowy sposób?

- Tak, złamałem rękę przed ligą w sparingu z Resovią. Przed pierwszym meczem z Chełmianką Chełm prezes zawiózł mnie na firmę, gdzie... szlifierką rozcięliśmy gips. Pojechałem prosto na mecz.

- Lubisz życie klubowe poza boiskiem?

- Impreza przed meczem? To był obowiązek! (śmiech) Mateusz Kocur zawsze pytał, czy gdzieś byłem. Jak mówiłem, że tak, to był spokojniejszy – bo zawsze po imprezie strzelałem bramki.

Rodzina na pierwszym miejscu

- Żona wprowadziła stabilizację w Twoim życiu?

- Tak, wtedy wszystko się zmieniło. Priorytety się poukładały. Dziś wolę spędzać czas z rodziną, a piłkę traktuję jako czystą przyjemność.

- Najlepszy scenariusz to awans i tytuł króla strzelców?

- Każdy napastnik uwielbia strzelać bramki. Jednak dla mnie liczy się dobro drużyny. Nie ważne, kto strzeli – ważne, byśmy zdobywali punkty. Awans? Byłbym ostrożny, ale fajnie byłoby skończyć ligę na podium. Po dwóch spadkach klub odzyskuje stabilność i to cieszy.

Rozmawiał toniaasz

Czytaj także

Komentarze

Komentarze: 4

Rozwiąż działanie Kod captcha =

~anonim 2025-03-20 15:56:04

Najlepszy napadzior i sprytny w polu karnym

A hoj 2025-03-20 16:05:45

Największy krzykacz to Martin radon

~anonim 2025-03-21 11:40:39

Nie przebil sie dalej bo byl zbyt gruby. I nie ma zadnej uszczypliwosci w tym co napisalem.

Obiektywny 2025-03-21 13:32:29

Człowiek wielu serc,, nie tylko w piłce się udziela,, zawsze pomocny i uśmiechnięty dużo zdrowia Citko

Redakcja portalu podkarpacieLIVE nie ponosi jakiejkolwiek odpowiedzialności za treść komentarzy. Każdy użytkownik reprezentuje własne poglądy i opinie biorąc pełną odpowiedzialność za ich publikację.

Czytaj następny news zamknij