
23 lata w jednej drużynie
- Dopiero co rozpoczął się kolejny rok na podkarpackich boiskach, a Ty znów trafiłeś do siatki w końcówce meczu, zapewniając swojej drużynie trzy punkty. Który to już rok z rzędu ze strzelonym golem dla Wólczanki?
- Tych lat trochę się uzbierało, bo w tym roku mija 23. rok odkąd gram w Wólczance, z bardzo krótkimi przerwami. Nie przypominam sobie sezonu, w którym nie udałoby mi się choć raz wpisać na listę strzelców.
500 goli? Może więcej...
- Przez lata byłeś jednym z najskuteczniejszych napastników w regionie. Liczyłeś, ile masz bramek na koncie?
- Kiedyś z ciekawości liczyłem od występów w seniorach, od B klasy po III ligę. Wychodziło około 500 goli, ale mogę się mylić. Niestety, nie prowadziłem żadnych zapisków.
- Od początku swojej kariery występowałeś jako napastnik?
- To zależało od wizji trenera. Marek Rybkiewicz, gdy mi nie szło, często zmieniał mi pozycję, a u Daniela Myśliwca grałem jako „dziesiątka”. Uważam się jednak za klasyczną dziewiątkę – tam czuję się najlepiej.
fot. ChmurkaPhotography
Motoryka budowana w gospodarstwie
- Twoja siła fizyczna na boisku była imponująca. To efekt pracy w gospodarstwie?
- Tak, profesjonalnym treningiem motorycznym było przerzucanie buraków, siana czy słomy na przyczepę. W tamtych czasach wszyscy na wsi mieli obowiązki – ja, żeby pojechać na sobotni mecz, musiałem wstać o 6 rano i najpierw wypełnić swoje zadania. Ta praca nauczyła mnie szacunku i tego, że ciężką robotą można osiągnąć sukces.
Zainteresowanie agentów? Raczej Facebookowe wiadomości
- Byłeś królem strzelców od B klasy do III ligi. Odzywali się do Ciebie menedżerowie?
- Było spore zainteresowanie, ale najczęściej kończyło się na wiadomościach na Messengerze. Nikt nie traktował tego poważnie. Dziś mnie dziwi, że tak działał skauting.
- Myślisz, że na poziomie centralnym też byś sobie poradził?
- Trudno powiedzieć. Byłem na wypożyczeniach w czterech klubach, ale tam nie strzelałem już tak często. A jak tylko wracałem do Wólczanki – gole przychodziły z łatwością.
Wólczanka to drugi dom
- Miałeś świadomość, że jesteś liderem drużyny?
- Nigdy nie uważałem się za lidera. Wychowałem się na „starej szkole”, gdzie liczyła się ciężka praca. Dzięki piłce poznałem wielu ludzi – gdziekolwiek jechałem, ktoś mnie zaczepiał. W Wólczance przewinęło się wielu świetnych zawodników, którzy dziś grają na najwyższym poziomie.
- Grałeś z wieloma zawodnikami, którzy później trafili wyżej. Kto zrobił na Tobie największe wrażenie?
- Mieliśmy świetną drużynę w sezonie 2019/20. Brakło nam jednego punktu do awansu do 2 ligi. Przegraliśmy rywalizację z Hutnikiem Kraków i Motorem Lublin w sezonie covidowym. Już wtedy wiedziałem, że Dawid Olejarka i Wiktor Kłos szybko od nas odejdą. Byli młodzi, a już radzili sobie w wymagającej III lidze.
Trenerzy, którzy zostawili ślad
- Który trener miał największy wpływ na Twój rozwój?
- Każdy coś wniósł, ale najdłużej w klubie pracował Marek Rybkiewicz – od okręgówki po III ligę. Dużo mu zawdzięczam. Jego styl gry mi odpowiadał – prosta piłka, jaką lubię.
- A Daniel Myśliwiec?
- Miał specyficzny styl gry. Na początku nikt nie wiedział, o co mu chodzi. Z czasem jednak jego metody zaczęły przynosić efekty.
- Jakim był człowiekiem w szatni?
- Był jednym z nas. Przyjeżdżał dwie godziny wcześniej, rozwijał węże strażackie, żeby nawodnić boisko, a czasem sam kosił trawę. Był bardzo opanowany – nie przypominam sobie, by na kogoś krzyczał, jak to robią inni trenerzy i ciężko go było wyprowadzić z równowagi, a na każdego z nas miał jakiś pomysł i nas rozwinął. Trener Daniel Myśliwiec miał swoje zasady w prowadzeniu drużyny.
- Uważasz, że duża część trenerów swoją pracę opiera właśnie często tylko na krzyku?
- To jest pewnie kwestia człowieka, każdy reaguje i swoje emocje pokazuje inaczej. Bardziej chodzi o to, by przekaz trenera był prosty i zrozumiały, a często z tym jest problem w polskim szkolnictwie piłkarskim według mnie. A czy trener krzyczy, czy nie – to już mi osobiście nie przeszkadza, bo na samym końcu jest boisko i tam robota do zrobienia.
- Mimo lat nadal grasz z pasją?
- Bywa różnie – wiek daje o sobie znać. Czasem po nocnej zmianie nie mam siły, ale jeśli jestem wypoczęty, to z chęcią zakładam koszulkę Wólczanki. Piłka dała mi wiele pięknych chwil i znajomości.
Gips zdjęty... szlifierką
- Podobno przed jednym z meczów usunąłeś gips z ręki w dość nietypowy sposób?
- Tak, złamałem rękę przed ligą w sparingu z Resovią. Przed pierwszym meczem z Chełmianką Chełm prezes zawiózł mnie na firmę, gdzie... szlifierką rozcięliśmy gips. Pojechałem prosto na mecz.
- Lubisz życie klubowe poza boiskiem?
- Impreza przed meczem? To był obowiązek! (śmiech) Mateusz Kocur zawsze pytał, czy gdzieś byłem. Jak mówiłem, że tak, to był spokojniejszy – bo zawsze po imprezie strzelałem bramki.
Rodzina na pierwszym miejscu
- Żona wprowadziła stabilizację w Twoim życiu?
- Tak, wtedy wszystko się zmieniło. Priorytety się poukładały. Dziś wolę spędzać czas z rodziną, a piłkę traktuję jako czystą przyjemność.
- Najlepszy scenariusz to awans i tytuł króla strzelców?
- Każdy napastnik uwielbia strzelać bramki. Jednak dla mnie liczy się dobro drużyny. Nie ważne, kto strzeli – ważne, byśmy zdobywali punkty. Awans? Byłbym ostrożny, ale fajnie byłoby skończyć ligę na podium. Po dwóch spadkach klub odzyskuje stabilność i to cieszy.
Rozmawiał toniaasz
~anonim 2025-03-20 15:56:04
Najlepszy napadzior i sprytny w polu karnym
A hoj 2025-03-20 16:05:45
Największy krzykacz to Martin radon
~anonim 2025-03-21 11:40:39
Nie przebil sie dalej bo byl zbyt gruby. I nie ma zadnej uszczypliwosci w tym co napisalem.
Obiektywny 2025-03-21 13:32:29
Człowiek wielu serc,, nie tylko w piłce się udziela,, zawsze pomocny i uśmiechnięty dużo zdrowia Citko
Redakcja portalu podkarpacieLIVE nie ponosi jakiejkolwiek odpowiedzialności za treść komentarzy. Każdy użytkownik reprezentuje własne poglądy i opinie biorąc pełną odpowiedzialność za ich publikację.