Teraz kiedy pozostaliśmy sami możemy porozmawiać trenerze jak mężczyzna z mężczyzną. Generalnie jest tak: chłop w marynarce w kratę zawsze pokona chłopa w bluzie.
"Kraciarz" musi być przyjacielem prezesa
Głównym zadaniem każdego menedżera wyższego szczebla ("kraciarza") jest dbanie o ego prezesa. Prezesi, szczególnie Ci którzy dochapali się do czegoś sami, są bardzo wrażliwi. Nie ma prezesa dużej firmy, który ogarniałby wszystko, co się w niej dzieje. Nie da się, dlatego każdy prezes potrzebuje kogoś, kto będzie utwierdzał go w przekonaniu, że firma dobrze sobie radzi.
W ekstremalnych przypadkach cała samoocena prezesa jest zbudowana na zewnętrznym uwielbieniu. Uwielbiany musi być prezes i jego dzieło. O ego prezesa trzeba zadbać przede wszystkim w momentach trudnych. Wtedy, kiedy jest problem z przepływami, kiedy kolejny genialny pomysł okazał się kapiszonem, kiedy trzeba zwalniać albo nie można zatrudniać. Gdy życie, kiepski rok czy zawirowania na rynku zaczynają psuć dzieło.
Dobry kraciarz musi być przede wszystkim dobrym przyjacielem. Musi umieć utwierdzić prezesa w przeświadczeniu o swojej wyjątkowości, zdjąć ciężar poczucia winy, gdy rzeczy nie idą odpowiednim torem. Pić taką samą whiskey, ubierać się względnie podobnie, używać tego samego języka, być wyraźnie gorszą, ale stworzoną na obraz i podobieństwo kopią najwyższego (w firmowej hierarchii).
A najważniejsze, by nie dawał po sobie poznać, że w prezesa wątpi. Może się czasem nie zgodzić, może nawet z prezesem walczyć, ale tylko w sprawach, które nie dotykają istoty "prezesowatości". Tylko tak może mieć dostęp do prezesiego ucha i tylko w taki sposób może uzyskiwać pożądane decyzje, pięniądze, zwalniać i zatrudniać.
Daniel Myśliwiec nie będzie już trenerem Stali Rzeszów. Mimo tego, że wprowadził drużynę do baraży o Ekstraklasę. (fot. Robert Skalski)
"Bluziarz" pracuje z pasją, ale popełnia błędy
Tak zwane "kompetencje twarde" (wizja, umiejętności organizacyjne, skuteczność), czyli to z czego powinien być rozliczany menedżer są zawsze na kolejnym miejscu. W zdrowszych organizacjach na bardzo bliskim drugim, w mniej zdrowych na jedenastym.
Od kompetencji są "bluziarze". Bluziarze mogą być równie dobrze "koszularzami" lub "koszulkarzami", bo to co odróżnia ich od kraciarzy to to, że na mocy magicznego immunitetu mogą sobie nosić, co chcą. To Ci słynni specjaliści, ludzie, którzy przynajmniej w teorii coś umieją.
Spotyka się ich wszędzie, to nauczyciele, księża, programiści, budowlańcy, księgowi, wreszcie trenerzy. Są to tak zwani ludzie z pasją, zafascynowani tym co robią i chcący robić to jak najlepiej. Mają swoje, cele i marzenia, mają projekty i bardzo mało tolerancji dla zewnętrznych okoliczności, przeszkadzających w ich realizacji.
Pozbawieni instynktu kraciarza popełniają masę błędów. Mówią to co myślą, zupełnie nie zważając na uczucia prezesa, grymaszą, robią miny, nie mają zrozumienia dla trudów pracy i wielkiej odpowiedzialności decydenta. Przez to nie umieją sobie wywalczyć awansu, żyją w stanie ciągłej frustracji i pogardy dla tej całej reszty głąbów, którzy się ni chu*a na niczym nie znają.
Znacie ich: w każdej szkole jest nauczyciel o wiedzy większej niż profesor, któremu nie chce się już prowadzić lekcji. W każdej firmie jest ten jeden programista, który mógłby napisać nowego windowsa w tydzień, ale "szansy nie dali mu nigdy". To ludzie, których otacza się zdystansowanym szacunkiem, do których przychodzi się gdy nie ma wyjścia i trzeba coś zrobić dobrze.
Stadion Miejski w Rzeszowie (fot. Robert Skalski)
Symbiozy nie ma i będzie o nią trudno
W idealnym świecie bluziarz i kraciarz żyją w bardzo prostej symbiozie. Dobry specjalista potrzebuje do pracy dwóch rzeczy: środków i autonomii. Dobry kraciarz jest w stanie je zapewnić. W zamian za to bluziarz po prostu się nie wpier*ala, robi swoje i od święta zrobi też to co mu każą.
Dlaczego Guardiola siedzi latami w klubie-wydmuszce a ze swojej Barcelony uciekał? W City ma skrojonego pod siebie kraciarza, ma środki i autonomię. W Barcelonie trzeba było robić politykę.
W prawdziwym życiu symbioza pomiędzy tymi dwoma światami występuje niezmiernie rzadko. Menedżerowie zwykle nie ufają specjalistom których sami zatrudniają, bo sami specjalistami nie są i nie mają kompetencji by ich rzetelnie ocenić.
Specjaliści nienawidzą swoich menedżerów, bo czują się od nich mądrzejsi i nie rozumieją dlaczego ten typ w garniturze jest potrzebny i ma im dyktować, co mają robić. Ten konflikt występuje wszędzie, różni się tylko natężeniem. Jeśli jest niskie firma jakoś funkcjonuje. A jeśli w Drutpolu ktoś źle skręci druta, nagle wybucha.
Prezes nie daje "pinionszków". Bluziarz chce pinionszki na zawodników. Nie interesuje go samopoczucie prezesa bądź nawet to, że żeby gdzieś wlać trzeba skądś wylać. Interesuje go projekt, a projekty mają to do siebie, że muszą być realizowane tu, teraz i niezależnie od wszystkiego. Złości się, potupuje nogami, wciąż nie rozumie, domaga się i krzyczy.
A tymczasem kraciarz w swojej niezmierzonej empatii popija wraz z prezesem jego ulubioną whiskey, popala cygarko i stwierdza, że "ku*wa, łatwiej znaleźć nowego trenera niż te parę baniek na transfery".
A prezes śmieje się po prezesowsku i klepie kraciarza po plecach: "Jarek, my to się rozumiemy". Tak jest ten świat zbudowany. Zawsze był i zawsze będzie.
Dlatego, Panie trenerze, teraz ma Pan spokój. Zrobił Pan, co do Pana należało. Powodzenia i sukcesów w nowym miejscu pracy.