2021-12-08 11:00:00

Okiem Janusza na Asseco Resovię: Wielkie nadzieje i równie wielkie rozczarowanie

Asseco Resovia ponownie zawodzi wszystkich kibiców. (fot. P. Cibowicz / Asseco Resovia)
Asseco Resovia ponownie zawodzi wszystkich kibiców. (fot. P. Cibowicz / Asseco Resovia)
Nie minęła nawet połowa rundy zasadniczej PlusLigi, a o jednej drużynie jest szczególnie głośno. Asseco Resovia Rzeszów, bo o niej mowa, znajduje się na językach prawie całej siatkarskiej Polski. Niestety, tak jak bywało to w poprzednich sezonach, głównie z powodu kiepskiego stylu gry i fatalnych wyników-pięć porażek w sześciu ostatnio rozgrywanych spotkaniach. Przeczytajcie felieton Radosława Dudka.
 
Dlaczego niemal rok w rok powtarza się ten sam scenariusz z Asseco Resovią, a dmuchany przed bieżącymi rozgrywkami balon oczekiwań spektakularnie pęka? Odpowiedź na tak zadane pytanie wydaje się złożona i wymaga analizy na kilku płaszczyznach.

A miało być tak pięknie..

18 września tego roku, sobotni wieczór zwiastujący nadejście kalendarzowej jesieni. Michał Kubiak nie kończy ataku na lewym skrzydle, po chwili kontrę Słoweńców zamienia na punkt Toncek Stern i skutecznie wybija Polakom z głowy marzenia o finale Mistrzostw Europy. Czwarte Mistrzostwa Europy i czwarta porażka ze Słowenią w tym druga za kadencji Alberto Giulianiego, ówczesnego trenera przeciwników reprezentacji Polski. Robię dobrą minę do złej gry i uśmiecham się pod nosem, myśląc, że oto w Rzeszowie chyba jest właściwy facet na właściwym miejscu, co dobrze rokuje na zbliżający się wielkimi krokami sezon.

Jego Słowenia być może nie gra nadzwyczaj widowiskowo, za to jest świetnie zorganizowana w systemie blok-obrona i w grze na kontrze. Czy miałbym coś przeciwko oglądaniu takiej Resovii? Jasne, że nie. Patrzę jednym okiem na podstawowy skład Słoweńców, porównuję go do rzeszowskiego i lekko się nakręcam, że to może być ten rok. "Bójcie się ... na podium PlusLigi wracamy"- mamy słoweński zaciąg, zdrowego Nicolasa Szerszenia (o nim za chwilę), duet z Kędzierzyna-Koźla, który nie tak dawno zawojował Ligę Mistrzów i paru innych solidnych zawodników, jest kim grać i co ważniejsze, wygrywać.

Tymczasem już na początku grudnia sportowa karma daje mi jasno do zrozumienia, że skoro czekałem pięć lat na medal to... poczekam i sześć.

Jak do tego doszło nie wiem...

Niespełna dwa tygodnie po ME Asseco Resovia gości w Olsztynie, a właściwie w Iławie, gdzie rozgrywa mecz z Indykpolem. Wygrywa go bez straty seta, przyjezdnym udaje się zatrzymać Butryna, który nie wychodzi na trzecią partią. Trochę szwankuje gra w ataku, udaje się ją przykryć zagrywką, która sieje prawdziwe spustoszenie w szeregach gospodarzy.

Wygrana za trzy punkty bez straty seta na inaugurację? Ostatni raz takie zjawisko miało miejsce w sezonie 2017/18, oj sporo zawodników zdołało się w międzyczasie przewinąć przez szatnię na Podpromiu, oj sporo...

Siedem dni później w dobrym nastroju zasiadam przed telewizorem, chcąc zobaczyć zwycięski debiut Kuby Kochanowskiego w "Pasiaku" w starciu z GKS-em Katowice. Wtedy dostaję w łeb po raz pierwszy (jak się później okaże, tych "razów" będzie jeszcze kilka). Resovia przegrywa do zera w setach a "mecz życia" gra Jakub Jarosz (ex-resoviak), który jest nie do zatrzymania dla rzeszowskiego bloku. Na przeciwległym biegunie znajduje się Maciej Muzaj, dość powiedzieć, że w ostatniej partii rzeszowianie wychodzą z trzema nominalnymi przyjmującymi a ich gra zaczyna wyglądać nieco lepiej z Szerszeniem na parkiecie, co nie zdaje się jednak na nic. Powoli wracają demony z poprzednich sezonów, kiedy to będący w roli faworyta rzeszowianie wcielają się w Robin Hooda - oddają punkty teoretycznie słabszym zespołom. No trudno, jedziemy dalej.

Następne mecze to wygrane, nie bez kłopotów, za to bez straty punktów, z dołem tabeli, tj. Radomiem oraz Nysą. W obydwu tych meczach pierwsze skrzypce gra Klemen Cebulj, wsparty wspomnianym Szerszeniem (z Radomiem) oraz Samem Deroo (z Nysą) za to w dalszym ciągu z dołka nie może wydostać się rzeszowski atakujący. Co mocno zadziwia, to liczba ataków ze środka, duet K-K (Kochanowski-Kozamernik) oraz Tammemaa pełnią w ofensywie element dekoracyjny, nierzadko dostając jedną piłkę na set a czasem mecz (sic!). W uszach rozbrzmiewają mi słowa Ljubomira Travicy, który twierdził, że "meczów nie wygrywa się środkiem". Być może jest to pochodną nienajlepszego przyjęcia, wszak wyżej wymienieni skrzydłowi nie są orłami w tym elemencie, a Paweł Zatorski nie pokryje sam całego parkietu. Z drugiej strony, takie mogą być też autonomiczne wybory Fabiana Drzyzgi, który miewa tendencje do maksymalnego upraszczania gry i poszukiwania lidera wśród zawodników atakujących ze skrzydeł.

Wreszcie jest, nadchodzi sprawdzian najwyższej próby, do Rzeszowa przyjeżdża mistrz Polski, Jastrzębski Węgiel. Ostatnie pojedynki z tym zespołem kończyły się w trzech setach i zawsze na korzyść drużyny ze Śląska. Tym razem miało być inaczej, ba do pewnego momentu wydawało się, że rzeczywiście tak będzie. W drugiej partii gospodarze prowadzą 20:18 i są na najlepszej drodze do wyrównania. Ostatecznie, przegrywają do... 21. Trzecia odsłona to typowe dożynki, Jastrzębie wygrywa ją do 18 i pewnie wywozi trzy punkty z Podpromia. Patrzę na rozkład ataku i zachodzę w głowę, jak to jest możliwe, że grający na ponad 60% skuteczności (choć zauważalnie niższej efektywności) Cebulj i grający bodaj najlepszy mecz w rzeszowskich barwach, Muzaj, dostają mniej piłek, niż będący w słabej dyspozycji, Deroo?

W następnej kolejce, wcale nie jest łatwiej, Resovia gości w Kędzierzynie-Koźlu. Po bardzo dobrym pierwszym secie, w którym Zaksa, pardon Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle zostaje rozstrzelana w przyjęciu, z przyjezdnych wyraźnie schodzi powietrze i w pozostałych nie są w stanie dobić do 20 punktów. Jakby tego było mało, MVP zostaje rozgrywający gospodarzy Marcin Janusz, który wysyła czytelny sygnał Drzyzdze w walce o palmę pierwszeństwa u przyszłego selekcjonera reprezentacji Polski.

Nie jest to koniec pojedynków z ubiegłorocznymi medalistami PlusLigi. W spotkaniu 7. kolejki PlusLigi, rzeszowianie podejmują Projekt Warszawa. Jak się później okaże, będzie to jedyny mecz, w którym pierwsze skrzypce, zarówno w ataku jak i w bloku grają Kochanowski z Kozamernikiem, którzy wyraźnie przyćmili swoich bardziej doświadczonych vis-a-vis, Nowakowskiego i Wronę. Sam mecz nie stoi jednak na najwyższym poziomie, zespoły zdobywają punkty po kuriozalnych błędach przeciwników (m.in. przebijając dyszlem czy też obiema rękami poniżej taśmy). Tym razem w Rzeszowie nie dojeżdża lewe skrzydło, zarówno Cebulj jak i Deroo (dlaczego szansy nie dostał Szerszeń?) kończą zawody zaledwie z jednym punktem po uwzględnieniu skutecznych ataków i bloków oraz popełnionych błędów...

Aż w końcu docieramy do pojedynku, od którego zaczął się wyraźny spadek formy rzeszowskich siatkarzy. Siatkarskie el Clasico: PGE Skra Bełchatów kontra Asseco Resovia Rzeszów. Nieważne w jakiej dyspozycji znajdują się oba zespoły, te spotkania zawsze obfitują w emocje i bywają przełamaniem dla jednej z ekip. Pierwsze dwa sety to bezdyskusyjna przewaga Resovii, która zagrywkami słoweńskiego przyjmującego zdemolowała bełchatowian. Od trzeciego seta kontrolę nad boiskowymi wydarzeniami przejmuje Skra, która doprowadza do tie-breaku a w jego końcówce, dzięki jedynemu blokowi na Muzaju, przechyla szalę zwycięstwa na swoją stronę. W ciągu tych trzech przegranych partii, kilkukrotnie miała Resovia szansę na doścignięcie gospodarzy, lecz proste błędy w ataku i w relacji blok-obrona (prawdziwy Rów Mariański porównując ten element w reprezentacji Słowenii a Resovii) spowodowały, że goście opuszczali Bełchatów na tarczy.

Ostatnie dwa spotkania, które wywołały ożywioną dyskusję na internetowych forach oraz mediach związanych z tematyką siatkarską to spotkania z beniaminkiem z Lublina oraz Treflem Gdańsk. Dziwnym trafem, oba te mecze miały bardzo podobny przebieg. Z jedną tylko różnicą, w tym pierwszym starciu, rzeszowianom udawało się dowieźć wygraną w drugim secie. W pozostałych - niby walka toczyła się punkt za punkt, ale wystarczyła chwila, by goście odskoczyli na kilka punktów, a gospodarze nie byli w stanie ich dogonić. Do tego dochodziły koszmarne błędy w komunikacji, jak choćby podczas rywalizacji z Gdańskiem, kiedy rzeszowianie byli bez nominalnego rozgrywającego, przebitą za darmo piłkę dogrywał Tammemaa, a... pod siatką nie było nikogo. Cała akcja zakończyła się oczywiście zdobytym punktem przez gdańszczan, w szeregach których prym wiódł inny ex-resoviak (co za niespodzianka), Mateusz Mika. Porażki w tych pojedynkach pokazały także, że sporą dziurą w bloku jest rozgrywający Resovii, obojętnie czy jest to Drzyzga, czy też Paweł Woicki (fizyki nie da się oszukać).

Wehikuł czasu to byłby cud...

W 2009 roku do Rzeszowa przybył pewien Białorusin. Do momentu jego odejścia, które miało miejsce 7 lat później, rzeszowianie nie schodzili z podium. Można ironicznie zapytać czy Olieg Achrem był talizmanem, którego obecność gwarantowała podium? Może była to kwestia tego, że nigdy nie można było odmówić mu zaangażowania i woli walki, co wielokrotnie zarzuca się nowo pozyskanym zawodnikom, którzy (uwaga, kolejny zarzut) traktują klub jako swoistego rodzaju bankomat? Prawdą jest, że to właśnie Olieg był siatkarzem, z którym utożsamiało się wielu kibiców, wraz z Andrzejem Kowalem, Lukasem Tichackiem, Jochenem Schöpsem, Piotrem Nowakowskim czy Krzysztofem Ignaczakiem stanowił szkielet zespołu, który seriami zdobywał medale czy wielokrotnie wychodził z beznadziejnych sytuacji (jak choćby 0-2 w półfinałowej rywalizacji z Kędzierzynem-Koźle w półfinałach w sezonie 2013/14).

Zmierzam do tego, że dzisiejszą Resovię wystarczy kilkukrotnie mocno trafić zagrywką oraz zmusić do błędów i zwycięstwo ma się na wyciągnięcie ręki. Brakuje lidera, charakternego zawodnika, który nie pozwoliłby zwiesić głów swoim kolegom. Być może mógłby nim być Nicolas Szerszeń, ale zarówno ubiegły jak i obecny sezon, pokazują, że oprócz notorycznych problemów zdrowotnych nie cieszy się on uznaniem Alberto Giulianiego.

Tegoroczna Resovia jawi się również jako źle skomponowana drużyna, warto tutaj postawić pytanie, czy jest to autorski skład trenera Giulianiego, czy też zadziałano tak jak w "Football Managerze"- tj. postawiono na głośne nazwiska (np. Deroo został "podkupiony" Jastrzębskiemu Węglowi), które najlepiej funkcjonują na parkiecie w określonych warunkach, a takowych, póki co w Rzeszowie nie ma. Trudno przejść nad porządku dziennego w sytuacji kiedy Fabian Drzyzga nie może wykorzystać swojego największego atutu tj. gry przez plecy do atakującego (wspomniany Butryn był wielokrotnie wybierany MVP w zeszłym sezonie), gdyż Maciej Muzaj miewa problemy ze stabilizacją swojej gry. Efektem takiej sytuacji jest rzucanie piłek na lewe skrzydło, a ten element nierzadko u Fabiana szwankuje.

Jest także dosyć przygnębiające, że kolejny rok powtarzają się problemy z przygotowaniem fizycznym, ciężko powiedzieć, że rzeszowianie błyszczą szybkością i dynamiką w tym sezonie, co szczególnie pokazały spotkania z Jastrzębskim czy Treflem, gdzie wiele technicznych plasów czy kiwek ze strony przyjezdnych było praktycznie nie do obrony.

Kamyczkiem do ogródka obecnego (jeszcze?) trenera jest brak takiego systemu gry obronnej, w którym mierzący ponad 200cm Muzaj, Deroo, Kozamernik czy Cebulj byliby w stanie wyciągnąć kilka piłek, które mogłyby być na wagę wygranego meczu.

I co ja robię tu...

Przed rzeszowianami wyjazdowe spotkanie z Andrzejem Kowalem i jego Ślepskiem Malow Suwałki. Obie ekipy są pogrążone w kryzysie i dla jednego z dwójki trenerów może być to mecz z cyklu: "być albo nie być". Faworytami sobotniego starcia z pewnością nie będą podopieczni Giulaniego, wszak bilans ex-trenera Resovii (to chyba fatum spowodowane polityką kadrową, że zawsze znajduje się ktoś, kto sporo udowadnia swojemu byłemu klubowi) to cztery mecze i... cztery zwycięstwa, zawsze w stosunku 3:1.

O tym, jak ewentualna porażka wpłynęłaby na mocno podupadłe morale zawodników oraz kibiców a tym samym frekwencją na Podpromiu, chyba nie warto pisać elaboratów. Przed nami kolejny chudy rok?

Autor: Radosław Dudek

Czytaj także

Komentarze

Komentarze: 3

Rozwiąż działanie =

TylkoZKS 2021-12-08 19:46:43

RZESZOWSKA STALO - MY ZAWSZE Z TOBĄ!

~anonim 2021-12-08 20:41:01

bo trzeba płacić za wyniki i za sukcesy a nie wysokie wynagrodzenia

Alex 2021-12-09 12:22:05

Nadchodzi koniec. W sporcie tak jest, jest odrodzenie (za J.Sucha), potem budowa (Travica), potem sukcesy -mleko spil Kowal, potem pierwsze sygnaly powolnego spadku, jeszcze nie spadek, teraz nieudolne, nerwowe proby ratowania tego co jeszcze sie da, a jak nie wyjdzie to bedzie ...spadek ! I najwyzszy czas powolac w Asseco Resovii prezesa fachowca i trenera menadzera. Nie moga klubem zarzadzac ludzie, ktorzy sie na tym kompletnie nie znaja i kariery sportowe zawodnikow, chocby najlepszych unicestwiaja ! To wprawdzie prywatny klub, prywatne pieniadze ale to wcale nie znaczy, ze moze nam byc obojetne szarganie i osmieszanie w calej Polsce nazwy, tak ciezko budowanego znaku firmowego Asseco Resovii !

Redakcja portalu podkarpacieLIVE nie ponosi jakiejkolwiek odpowiedzialności za treść komentarzy. Każdy użytkownik reprezentuje własne poglądy i opinie biorąc pełną odpowiedzialność za ich publikację.

Czytaj następny news zamknij