Minęło już trochę czasu od walki z Shamadem Erzanukaevem. Przeanalizowałeś ją już na spokojnie?
- Tak jak mówisz, minęło już trochę czasu i do teraz mam do siebie pretensje, że tej walki nie wygrałem. W wywiadzie na gorąco po zejściu z ringu powiedziałem, że Shamad był lepszy, ale później, gdy zobaczyłem nagrania wideo, to od razu zmieniłem zdanie. Wiele osób pisało mi prywatne wiadomości, że to ja byłem górą w tej walce, ale wynik jednak poszedł w świat i to Shamad okazał się zwycięzcą. Powrót do Rzeszowa był bardzo ciężki, bo cały czas w głowie siedziała walka i żal, że nie udało się jej skończyć przed czasem.
Porażka boli z pewnością, szczególnie że czułem się dobrze w tym pojedynku i miałem w nim przewagę. Przeciwnik unikał walki i cały czas uciekał pod siatkę, a przecież wychodzimy do ringu po to, żeby dać show. Kompletnie nie rozumiałem jego taktyki - oglądają to ludzie w telewizji i oni chcą widzieć emocjonujące starcia, a jak przeciwnik stroni od walki, to wszyscy są rozczarowani.
Mam też do siebie pretensje, że dałem się wciągnąć w te jego niepotrzebne gierki i za bardzo się na nich skupiłem, ale jednak podczas przygotowań mieliśmy sporo ostrych sytuacji z Shamadem i po prostu gdzieś to w głowie zostało. Ze swojej strony mogę tylko przeprosić tych, którzy mi kibicowali i mam nadzieję, że dojdzie do trzeciego starcia między nami już w zawodowstwie. Wtedy okaże się, kto jest lepszy.
Jak ze zdrowiem teraz po walce i jak to wyglądało przed pojedynkiem? Nie było żadnych problemów?
- To może zacznę od końca. Oczywiście przygotowania rządzą się swoimi prawami, a urazy są nieodłączną częścią każdego zawodowego sportu. Na szczęście obyło się bez większych kontuzji, a jakieś mniejsze urazy od razu były konsultowane z fizjoterapeutą. Tutaj właśnie pragnę podziękować całej ekipie Rzeszowskiego Achillesa, ponieważ dbają o moją sprawność każdego dnia, nie tylko w przygotowaniach do walk, ale i poza nimi. Naprawdę pracujący tam ludzie to świetni profesjonaliści, którym jestem ogromnie wdzięczny. Mój główny fizjoterapeuta Maciej Tkacz, to prawdziwy znachor i cudotwórca.
A co do urazów po walce, to tak naprawdę nie było żadnego, nawet najmniejszego. Właśnie znajomi śmiali się, ze często po sparingach wyglądam gorzej niż po 3 rundowej walce. Tak naprawdę te ciosy nie robiły na mnie w ogóle wrażenia. Jestem przyzwyczajony do sparowania z zawodnikami o wiele cięższymi od siebie, wiec ta odporność też może być nieco inna. Był mega żal do siebie, gdy wstając rano po walce, spojrzałem w lustro i pomyślałem - nic mi nie jest, nic mnie nie boli, nawet brak jakichkolwiek oznak walki, a wynik i tak poszedł w świat – no ale trzeba żyć dalej.
Nie czułeś się spięty w ringu? Widać było trochę nerwów w twoich ruchach, a jednak ta przysłowiowa „pompka” przed tą walką była duża.
- Nie czułem się spięty. Dla mnie każda walka to spełnienie marzeń i ogromna przyjemność, bo kocham ten sport i zawsze chcę wygrywać. Tak jak wcześniej wspomniałem, było między nami sporo złej krwi i każdemu z nas się to udzielało. Ja jestem wdzięczny mojemu psychologowi, z którym współpracuję, że naprawdę dobrze mnie przygotował mentalnie do tej walki, bo pewnie bez niego mogłoby to wyglądać zupełnie inaczej. Nie dałem się sprowokować Shamadowi na ważeniu, a wszyscy widzieli jego zachowanie. Później w trakcie walki rzeczywiście trochę wdałem się w niepotrzebne gierki - jak już mówiłem, nie uważam, żeby on był lepszy ode mnie w tej walce.
Mam do siebie żal, że nie skończyłem tego przed czasem, a z pewnością byłem w stanie to zrobić i jak się okazało, zostawienie wyniku w rękach sędziów, okazało się błędem. Teraz mogę mieć żal jedynie do siebie.
No właśnie, przez większość walki to ty byłeś stroną przodującą, starałeś się wyprowadzać różne ciosy, a Shamad jedynie odpowiadał jakimiś pojedynczymi akcjami i w końcówce sprowadzał walkę do parteru.
- Myślałem, że Shamad będzie agresywniejszy, patrząc nawet przez pryzmat naszej pierwszej walki. Jego postawa była jednak mocno pasywna i co chwilę uciekał pod siatkę. W trakcie starcia coś wykrzykiwał do mnie, że przecież dostaje od niego ciosy, a prawda była taka, że one były słabe i nie robiły mi krzywdy. W parterze nie podejmował żadnej pracy, to ja byłem aktywniejszy z dołu, uderzając, czy też szukając poddań. W drugiej rundzie uratował go czas, ponieważ było tam dobrze dopięte duszenie na tętnicy szyjnej. W trzeciej rundzie to po obaleniu został przetoczony i to ja miałem pozycję górną, więc to też powinno mieć znaczenie przy punktacji.
Miałeś we wcześniejszych pojedynkach taką ilość złej krwi ze swoim przeciwnikiem, jak miało to miejsce ostatnio z Shamadem?
- Faktycznie nie zdarzyło mi się wcześniej mieć takiej walki jak ta z Shamadem. Nasz konflikt trwał od dłuższego czasu, co chwilę pojawiały się jakieś zaczepki na Instagramie i faktycznie, mówiąc w skrócie, nie przepadaliśmy za sobą. Widziałem fragmenty jego wywiadu w ringu i widać, że brakuje mu pokory, a to może zemścić się już na poziomie zawodowym.
Chciałem nawiązać jeszcze do tej walki i zapytać, czego nie zdecydowałeś się na sprowadzenie rywala do parteru? Jesteś przecież znany właśnie z wysokich umiejętności w tym elemencie.
- Takie były wytyczne mojego trenera, żeby nie sprowadzać tej walki do parteru. Trener analizował mocne i słabe strony przeciwnika i stąd też taka decyzja. Shamad również był znany z tego, że potrafi sobie radzić w tym elemencie, choć pierwsza jak i druga walka pokazała, że nie jest w stanie zagroźić mi w żaden sposób w tej płaszczyźnie. Mogłem ten pojedynek rozstrzygnąć w stójce, niestety się nie udało i mogę mieć do siebie o to pretensje. Oczywiście, jeśli sprowadziłbym go do parteru, to mogłoby to wyglądać inaczej, ale tego się już nie dowiemy i trzeba zacząć patrzeć w przyszłość.
Czy okres przygotowawczy do tego pojedynku był najcięższym w twojej dotychczasowej karierze?
- Czy najcięższy, to nie wiem, bo każdy w zasadzie jest inny i zawsze staram się trenować na 100%. Byłem bardzo dobrze przygotowany do tej walki, za co dziękuję swoim trenerom. Nie miałem problemu ze zbiciem wagi, za co ogromnie jestem wdzięczny firmie cateringowej Czado Catering, z którą współpracuję od dłuższego czasu i dzięki nim wypełnianie limitów wagowych to czysta formalność. Tak naprawdę obyło się bez sauny i innych drastycznych zabiegów, by waga została zrobiona. Czułem się bardzo dobrze w dniu pojedynku, zarówno fizycznie jak i mentalnie, bo wiedziałem, po co wychodzę do ringu oraz co chcę tam osiągnąć. Miałem okazję sparować z naprawdę świetnym zawodnikami, od których dużo mogłem się nauczyć – między innymi z Sebastianem Przybyszem, który według mnie będzie kiedyś mistrzem KSW. To z pewnością cenne doświadczenie i wierzę, że już na poziomie zawodowym będzie ono procentowało.
Na Instagramie zobaczyłem, że możemy spodziewać się twojego powrotu dość szybko, więc jakie plany na przyszłość?
- Chcę wrócić szybko do ringu, bo oczywiście czuję niedosyt. Czekam na jakieś oferty i będę wtedy myślał, co dalej. Dużo tutaj zależy od mojego menadżera, który tym się zajmuje. Oczywiście jeszcze żadnych konkretów nie ma, ale do kwietnia chciałbym stoczyć kolejny pojedynek. Tak, jak mówiłem, wierzę, że dojdzie jeszcze do trzeciego starcia z Shamadem już w zawodowstwie. Teraz startujemy z zerowym bilansem, także w zasadzie wszystko zaczyna się od nowa i trzeba pracować jeszcze ciężej, bo poprzeczka idzie w górę.
Jakbyś miał wybrać walkę, spośród dotychczas stoczonych, w której pokazałeś się z najlepszej strony, to która by to była?
- Ciężko powiedzieć, ponieważ jestem dla siebie mega krytyczny i uważam, że w żadnej dotychczasowej walce nie pokazałem się z najlepszej strony. Ale bardzo mocno siedzi mi w głowie jedna z moich pierwszych walk w formule Semi-Pro, na BLOOD FIGHT NIGHT, gdzie walczyłem z Grzegorzem Jonakiem - mega doświadczonym zawodnikiem, a przede wszystkim świetny grapplerem. Właśnie przez jego umiejętności parterowe trener zabronił mi go obalać. No, ale walka zrobiła swoje. W drugiej rundzie oberwałem kolanem na głowę i niestety został dość mocno rozcięty mój łuk brwiowy. W krótkim czasie moja twarz była zalana krwią i sędzia był zmuszony przerwać chwilowo walkę, by mógł opatrzeć mnie lekarz.
Początkowo medycy nie chcieli mnie dopuścić do dalszej walki, ale udało się ich przekonać, ale usłyszałem słowa, które siedzą mi w głowie do tej pory: ,,Do końca rundy pozostała niecała minuta, a do trzeciej rundy cię nie dopuścimy”- moja odpowiedź była prosta „Dam radę!” I szybko wznowiliśmy walkę. Od razu zanurkowałem po nogi rywala i udało się go sprowadzić do parteru, gdzie to ja w tej płaszczyźnie byłem skazywany na porażkę. Oczywiście znów byłem zalany krwią i mało co widziałem na prawe oko, ale kilka sekund przed zakończeniem rudny, ku zdziwieniu wszystkich udało się poddać przeciwnika przez Mateleo. Naprawdę coś pięknego, minutę wcześniej chciano mi przerwać walkę, a teraz to ja mogłem celebrować zwycięstwo. Oczywiście po wyjściu z octagonu wsadzono mnie do karetki i zawieziono do szpitala na szycie. No ale jak mówi klasyk „przez ciernie do gwiazd”.
Walką, która okazała się dla mnie dość mocnym wyzwaniem sportowym, był pojedynek na „Krwawym Sporcie”, gdzie walczyłem o bycie nr 1 w Europie z Jakubem Drozdowskim. Mega ciężkie starcie, w którym to charakter zrobił robotę, ponieważ były tam naprawdę mocne 3 rundy pełne prawdziwych wymian. Ale to ryzyko opłaciło się, ponieważ wygrałem i wyjazd do Gdańska uznaje jako bardzo udany.
Jakie plany na przyszłość i czego mogę ci życzyć na ten 2021 rok?
- Nie lubię rozmawiać o planach, ponieważ często życie je dość mocno komplikuje. Możemy składać jakieś deklaracje itp. ale nie o to w tym chodzi. Lepiej działać, niż tylko planować. Na pewno będzie to rok pełen wyzwań i mocnych walk, no i oczywiście debiut w formule Pro. A co do życzeń na ten 2021 rok, to proszę tylko o zdrowie, bo tak naprawdę bez tego wszystko inne przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie. Posiadając zdrowie, możemy sobie wypracować bardzo wiele. Często ludzie dostrzegają to, czego nie mają, nie widząc przy tym tego, co sami posiadają. Właśnie skupiając się na tych dobrach materialnych, nie dostrzegamy tego, ze jesteśmy zdrowi, sprawni, mamy gdzie mieszkać i co jeść. Wiec tak naprawdę doceńmy to, co mamy i po prostu pracujmy na coś więcej.
Rozmawiał Dominik Pasternak
Żuraw 2021-02-01 11:45:55
Za dużo gada. Zbadałby go szrotomierzem.
kibic 2021-02-01 11:55:51
Przegrał przez ten kaganiec na ryju.
Mistrzu 2021-02-01 16:45:52
Panowie święta się skończyły pora wytrzeźwieć:)
tomekrsz 2021-02-02 17:20:58
jestem jego fanem ale szkoda ze 2 drugi raz nie potrafi przyznac ze był słabszy i shamed jest lepszy
Redakcja portalu podkarpacieLIVE nie ponosi jakiejkolwiek odpowiedzialności za treść komentarzy. Każdy użytkownik reprezentuje własne poglądy i opinie biorąc pełną odpowiedzialność za ich publikację.