Marcin Radomski (z prawej) cieszy się z pracy w Mieście Szkła Krosno. (fot. Dariusz Błażejowski)
Miasto Szkła Krosno przegrało w poprzedni weekend z Górnikiem Wałbrzych. Był to sentymentalny powrót dla Marcina Radomskiego, który w ubiegłym sezonie pracował w ekipie z Wałbrzycha. Krośnianie przegrali po dwóch dogrywkach.
- Jest pan sentymentalny?
- Jestem, bo podchodzę do swojej pracy z pełnym zaangażowaniem i wkładam mnóstwo energii w kluby w których pracuję. Więc później zostaje pewien sentyment do klubu, kibiców, pewnych ludzi z którymi się pracowało, do miejsca w którym się żyło. Tym bardziej, że po czasie zawsze w mojej głowie zostają przeważnie te dobre chwile, a ich miałem sporo, zarówno w Kłodzku, jak i w Wałbrzychu. Mam nadzieję, że w Krośnie będzie podobnie albo jeszcze lepiej.
- Rozstał się pan z Górnikiem Wałbrzych w dość niezrozumiałych okolicznościach. Ta sytuacja wpłynęła jakkolwiek na postrzeganie tego miejsca? Chowa pan jakąś urazę?
- Nie chowam urazy, powiem nawet inaczej, że jestem im wdzięczny, że mnie zwolnili. Z zawodnikami stanowiliśmy świetną grupę, mieliśmy ogromną więź z kibicami, ale było sporo innych rzeczy, z którymi nie było tak kolorowo. Te, dotyczące organizacji mojego życia osobistego wyglądały inaczej. Teraz mam fajne mieszkanie, żonę z synem przy sobie, pierwszy raz w życiu nie pracuję dodatkowo w szkole, co powoduje, że mam więcej czasu na koszykówkę, na rozwój indywidualny, na czas dla rodziny.
- Żyję w fajnym i nowym dla mnie miejscu. Dolny Śląsk jest piękny, ale tam już wszystko warte zobaczenia widziałem nie raz, nie dwa. Teraz, na Podkarpaciu wszystko jest dla mnie nowe, a tereny i natura jeszcze ładniejsze niż w tamtym rejonie. Dlatego nie chowam urazy, a jestem im wdzięczny, bo gdyby nie praca w Górniku Wałbrzych, nie byłoby mnie w Krośnie, zresztą, tak samo było z Kłodzkiem. Co więcej, uważam, że moja osoba również tam nie była problem w tamtym momencie, ale prezes uznał inaczej i mnie zwolnił. Oczywiście na początku była złość, ale gdyby mnie nie zwolnił, nie znalazłbym się w Wałbrzychu i nie byłoby tych dwóch świetnych lat.
- Można powiedzieć, że zmiany to nieodłączny element trenerskiej pracy?
- Taka praca. Nie ma co się oszukiwać, jest ona w ciągłym stresie i napięciu. Praktycznie co tydzień ktoś jest weryfikowany jako dobry, albo zły. Dochodzi często do małych konfliktów, które z czasem przeradzają się w większe, wszystko w tle z zawsze niewystarczającymi funduszami. Relacje się wyczerpują, wyniki mogą być różne i dochodzi do zmian. Czasami terminarz może prowadzić do zmiany. Porażki nie budują niestety i jak jest ich za dużo, to trzeba mieć świadomość, że wszystko może się zdarzyć.
- Natomiast ja na te zmiany, o ile nie są za często, patrzę jak na szansę poznania nowych ludzi, nowego miejsca i tak dalej. Dla mnie nowe miejsce to szansa na wprowadzenie swoich założeń i obserwowanie jak to działa na zawodników, klub, kibiców i ogólnie miasto. Obserwowałem to w Kłodzku, obserwowałem w Wałbrzychu i obserwuje teraz w Krośnie, gdzie moja przygoda dopiero się rozpoczyna. Czasami te same rzeczy się sprawdzają, czasami coś sprawdza się w jednym miejscu, ale nie działa w drugim, a czasami trzeba poznać miejsce i wprowadzać nowe rzeczy odpowiednie dla niego. Każda drużyna, każdy klub w którym pracowałem, miały inną charakterystykę i możliwości, ale po jakimś czasie można było znaleźć zestaw wspólnych cech i tam właśnie widziałem swoją pracę i czerpie z tego sporo satysfakcji.
- Jakim jest pan trenerem?
- Wymagającym. Wymagam dużo od siebie i wymagam dużo od zawodników. Staram się jednak mieć na uwadze, że jesteśmy różnymi ludźmi. Naturalne dla mnie jest żartować z zawodnikami, ale za chwile być śmiertelnie poważnym i wymagającym. Uważam, że na wszystko jest miejsce. Jest miejsce na pracę i profesjonalizm, jest miejsce na zabawę i luz. Ciała i głowy wymagają takiej samej pracy i odpoczynku. O ile łatwo przychodzi graczom pokazać pracę i odpoczynek nad ciałem, to sporo jest problemów z tym żeby gracze zrozumieli, że praca nad głową jest jeszcze ważniejsza. Zresztą tego nie rozumie też większość działaczy.
- Wobec tego, na co pan w swojej pracy kładzie największy nacisk?
- Jestem trenerem defensywnym i wiele miejsca jest nad przygotowaniem do danego przeciwnika. Tylko ja nie mam jakiegoś jednego systemu, którego się trzymam, tylko oglądam spotkania przeciwników i patrzę na ich najmocniejsze strony. W każdym meczu staramy się zabrać lub ograniczyć grę jaką drużyna lubi i jest w niej efektywna. Jest jakiś zestaw cech wspólnych które robimy, ale drużyny różnią się między sobą i dlatego my co mecz robimy inne rzeczy, żeby ograniczyć im grę i zmusić do grania planem B lub C. Czasami to wychodzi, czasami nie, taka jest koszykówka - błędy zawsze będą, ale z naszej obrony jestem zadowolony.
- Duży nacisk kładę na dyscyplinę i grę zespołową i tutaj już takiego mojego zadowolenia nie ma. Wiem, że stać nas na dużo lepszą grę. Kolejne dwa filary to atak szybki i zbiórki w ataku. I tu jest różnie, nie jesteśmy stali w tych elementach, a uważam, że jak będziemy i to się zmieni, to liczba porażek diametralnie się zmniejszy. To są takie cztery filary koszykarskie na które zwracam uwagę.
- Poza boiskiem, mocny nacisk kładę na przygotowanie mentalne. Staram się graczom uświadamiać czasami oczywiste rzeczy, takie jak na przykład co to znaczy być w drużynie, takie prawdziwej drużynie. Staram się rozmawiać na temat tego co w głowie siedzi i jak to wpływa na nasza grę, oczywiście teraz mówię tak w mega uproszczeniu, bo to skomplikowane sprawy i mocno indywidualne. Staram się zawodnikom pokazać jakie rzeczy mają wpływ na to jak nasza grupa wygląda, się zachowuje, jak reaguje i jak jest odbierana. Czasami może za dużo gadam, ale walczę z tym.
O czym nie powinno zapominać się w pracy trenera? Często pomija się kwestie takie jak atmosfera w szatni, budowanie więzi, zaufania?
- Powiem tak, w pracy trenera wszystko ma znaczenie. Oczywiście, że są rzeczy ważne i ważniejsze, ale jak się przegrywa lub wygrywa jednym punktem to ciężko stwierdzić co tak naprawdę miało kluczowe znaczenie. Trener nie powinien zapominać o niczym. Oczywiście cały czas tak nie ma szans funkcjonować, a jakbym miał wymienić wszystko to nikt tego wywiadu nie doczytałby do końca. Mogę odpowiedzieć tylko, że te wymienione rzeczy należą do kluczowych w mojej hierarchii. Atmosfera w szatni jest kluczowa, aby grupa ludzi zrobiła wynik ponad swój teoretycznie stan i uważam, że wcale nie musi być tak, że w tej szatni wszyscy muszą się ze sobą lubić. Pewnie, że łatwiej to zrobić jak tak się dzieje, ale takich sytuacji niestety nie ma za wiele - jesteśmy różnymi ludźmi z różnych środowisk i spotykamy się nagle w sierpniu, przyjeżdżamy z różnym doświadczeniem, ambicjami.
- I wtedy zaczyna się zabawa pod tytułem budowania więzi, bo jeżeli tego się nie zrobi to nie ma szans na atmosferę. Ułatwieniem jest to, że mamy wspólny mianownik, którym jest koszykówka. Fakt, że często każdy inaczej widzi koszykówkę, bo przeszedł inne szkolenie, miał różnych trenerów, ma inne doświadczenia, ale chyba na tym polega właśnie praca trenera, żeby nagle grupa 12 ludzi myślała o koszykówce w ten sam sposób.
- No i tu zaczyna się następny etap w którym zaufanie odgrywa kluczową rolę. Zawodnicy muszą zaufać trenerowi. Nie znam trenera, który chciałby źle dla drużyny, natomiast zawodników, którzy dla siebie chcieli dobrze, ale nie było to korzystne dla drużyny jest od groma. Żeby było jasne, nie jest to żaden zarzut w stronę zawodników, tak jest często jest to rozumiane. Ważna jest tylko świadomość, że to jest sport zespołowy, w którym indywidualne umiejętności odgrywają kluczową rolę, ale dalej na koniec to zespół jest najważniejszy. Jeżeli zawodnicy nie mają zaufania nie tylko do trenera, ale i do swoich kolegów z drużyny, to raczej nie poświęcą jakąś część swoich ambicji, swojej gry, na rzecz zespołu, a wtedy też nie ma szans na to żeby stać się taką prawdziwą drużyną.
- To może być kluczem, że pana zespoły tak funkcjonują?
- Myślę, że tak, ale działań które wspólnie wykonujemy jest jeszcze dużo więcej. Ja jestem częścią drużyny i robię swoją pracę najlepiej jak potrafię. Ale moja praca bez pracy zawodników nie ma żadnej wartości. To ich praca jest najważniejsza i naprawdę pod tym względem mogę się uważać za szczęśliwca, bo częściej dane mi było pracować z zawodnikami, którzy swoim zaangażowaniem i pracowitością dawali mi ogromnego kopa do pracy i prowadzili do tego, że funkcjonujemy tak jak funkcjonujemy.
Całość dostępna tutaj: "Koszykówka. Marcin Radomski: Zawodnicy muszą zaufać trenerowi"
Czytaj także
2019-11-12 19:59
Developres nie miał litości dla Volley Wrocław
2019-11-13 09:48
3 liga gr. IV: Wszystkie bramki 16. kolejki [WIDEO]
2019-11-13 09:53
3 liga: Analizy, kontrowersje i ciekawostki 16. kolejki [WIDEO]
2019-11-13 14:38
Skowronek poprowadzi rywala PGE Stali Mielec?
2019-11-13 17:05
Przemek Cynkier nie jest już rzecznikiem prasowym PGE Stali Mielec
2019-11-13 17:23
WIDEO: SAN-Pajda Jarosław - 7R Solna Wieliczka [TRANSMISJA NA ŻYWO]
Redakcja portalu podkarpacieLIVE nie ponosi jakiejkolwiek odpowiedzialności za treść komentarzy. Każdy użytkownik reprezentuje własne poglądy i opinie biorąc pełną odpowiedzialność za ich publikację.