2015-07-25 10:54:30

Trenerka żeńskiej drużyny Resovii Sabina Wargacka: "Na boisku klniemy jak mężczyźni"

Podobne tematy Sabina Wargacka Resovia
Na zdjęciu Sabina Wargacka (fot. smsrzeszow.pl)
Na zdjęciu Sabina Wargacka (fot. smsrzeszow.pl)
Rozmowa z Sabiną Wargacką, trenerką żeńskiej drużyny Resovii.
 
Finał MŚ 2015 w piłce nożnej kobiet USA - Japonia obejrzało w Vancouver 60 tysięcy kibiców, a przed telewizorami miliony. Polki grają m.in. w najsilniejszej na świecie Bundeslidze i finaliście Ligi Mistrzów Paris St. Germain, który dysponuje budżetem większym od Lecha Poznań.
 
Czy tego chcemy, czy nie, kobieca piłka nożna staje się coraz popularna. Również na Podkarpaciu, gdzie tej wiosny cieszyliśmy się z awansu Resovii na zaplecze ekstraklasy. Przed Wami Sabina Wargacka, trenerka rzeszowskiej drużyny.
 
- Trenerka bądź zawodniczka to ma w Polsce klawe życie czy jednak pod górkę?
 
- Trenerkom łatwo nie jest. Na staże wyjeżdżają tylko te z czołowych klubów, głównie z zachodniej części Polski albo związane z reprezentacją. Z wynagradzaniem też jest problem. Szkoleniowiec z IV ligi zarabia czasem lepiej od trenerek klubów ekstraklasy. To powoduje, że nie możemy w stu procentach poświęcić się futbolowi, bo pasję trzeba dzielić z pracą zawodową. Na szczęście zawodniczki mają łatwiej, niż kiedyś. Powstaje bowiem coraz więcej ośrodków. Trzeba jednak pamiętać, że idealna piłkarka to taka, która nie skończyła edukacji. Potem wiele kobiet rezygnuje z gry. Zakładają rodziny, podejmują pracę. Samo życie.
 
- Doczekamy czasów, gdy piłka nożna kobiet zyska w Polsce taką rangę jak za oceanem bądź w krajach skandynawskich?
 
- Nic nie dzieje się przypadkowo. W Anglii kluby Premiership mają obowiązek posiadać drużynę kobiecą. Mam nadzieję, że PZPN przeniesie dobre wzorce na nasz grunt. Dla takiej Legii Warszawa wykrojenie 2 mln zł na zespół kobiet to żaden kłopot. A dysponując takim budżetem można już myśleć o budowie mocnej drużyny.
 
- Mówi pani swoim podopiecznym: zasuwajcie na treningach to może kiedyś podpiszecie kontrakt jak Ewa Pajor. Młoda dziewczyna, która trafiła właśnie do „Wilczyc” z Wolfsburga.
 
- Działam według wymyślonej przez siebie piramidy: podstawą jest nauka, następnie wychowanie, a na końcu wynik sportowy. Chcę pomóc dziewczynom przejść przez burzliwy w ich życiu okres. Oczywiście powtarzam im na okrągło, że szansę na zrobienie kariery będą mieć tylko te, które pracują na najwyższych obrotach. Nie traktowały tego chyba zbyt poważnie do czasu, gdy pojechały na mistrzostwa Polski. Tam uświadomiły sobie, jak wiele pracy ich czeka. Choć radziły sobie nieźle, czego dowodem powołanie na konsultacje kadry U-15 dla Karoliny Bednarz.
Sabina Wargacka (na zdjęciu z lewej) prowadzi kobiecą drużynę Resovii od lipca 2014 roku (fot. cwks-resovia.pl)
  
- Gdy pani zaczynała grać, rodzice i znajomi pukali się w czoło?
 
- Byłam chłopczycą, ale też strasznym „patyczakiem”, więc siłą rzeczy rodzice mieli obiekcje. "Gdzie ty się będziesz kopać, jak ty wyglądasz" kręcili głowami, ale bardziej z troski. Nie zabraniali mi grać, zostawili wolną rękę. Miałam dużo szczęścia, że trafiłam w szkole na świetnego trenera Michała Franczyka. Ale też strasznie późno zaczęłam. W Sokole Kolbuszowa Dolna pojawiłam się, mając 16 lat. Jak spoglądam na to z perspektywy czasu, widzę, że zostałam przy futbolu dzięki swojemu uporowi i konsekwencji.
 
- Zawodniczki podczas meczu „rzucają mięsem” tak jak mężczyźni?
 
- Rzucają, rzucają... Miałam dziewczynę, która w szatni siedziała jak mysz pod miotłą. Ba, nawet podczas treningów się nie odzywała. Natomiast gdy zaczynał się mecz, pojawiał się element rywalizacji, budził się w niej diabeł. Sama grałam i wiem, że emocje trzeba uwolnić. Dlatego przymykam oczy na przekleństwa.
 
- Łzy w szatni, histerie często się zdarzają?
 
- Oj, często. Z dziewczynami jest taki problem, że one nie wierzą w siebie, we własne umiejętności. Trzeba je nieustannie motywować, podnosić na duchu. U chłopaków na odwrót – tylko lizną poważniejszej piłki, a sodówka już uderza im do głowy. Jak dziewczyna wybucha płaczem, to nie idzie jej uspokoić. Z natury jestem nerwowa, wkurza mnie takie zachowanie, ale wiem, iż muszę być ponad to, więc odgrywam rolę psychologa najlepiej jak potrafię (śmiech).
- W czerwcu awansowałyście do I ligi, za miesiąc rozpoczniecie historyczny sezon. Boi się pani?
 
- Nie. W klubie nie ma presji na wynik. Dziewczyny mają zdobywać doświadczenie, to dla nich szansa na wypromowanie się. Martwię się tylko, czy starczy nam czasu na zgranie. W Resovii piłkarek z Rzeszowa i okolic jest niewiele, więc na treningach – z różnych powodów - nie zawsze jest komplet. Jeśli jednak uda mi się poskładać wszystko do kupy, powinno być OK. Moje zawodniczki wiedzą, co robić z piłką.

Czytaj także

Komentarze

Komentarze: 0

Rozwiąż działanie =

Redakcja portalu podkarpacieLIVE nie ponosi jakiejkolwiek odpowiedzialności za treść komentarzy. Każdy użytkownik reprezentuje własne poglądy i opinie biorąc pełną odpowiedzialność za ich publikację.

Czytaj następny news zamknij