2025-04-21 10:48:22

Po co klubom dyrektor sportowy? Michał Wlaźlik tłumaczy od kuchni [ROZMOWA]

Michał Wlaźlik po odejściu ze Stali Rzeszów pracował w Motorze Lublin, a teraz w Pogoni-Sokół Lubaczów (fot. motor-lublin.eu)
Michał Wlaźlik po odejściu ze Stali Rzeszów pracował w Motorze Lublin, a teraz w Pogoni-Sokół Lubaczów (fot. motor-lublin.eu)
Rozmowa z Michałem Wlaźlikiem, byłym dyrektorem sportowym Widzewa Łódź, Stali Rzeszów i Motoru Lublin, dziś konsultanta Pogoni-Sokół Lubaczów. O roli dyrektora sportowego w klubie i budowania drużyny.
 
- Michał, co ostatnio robiłeś? Minął rok. Po odejściu ze Stali Rzeszów trafiłeś do Motoru Lublin, do Ekstraklasy. Teraz Twoje nazwisko łączone jest z Pogonią-Sokołem Lubaczów. Co robiłeś w ostatnim czasie i co Cię łączy z klubem z Lubaczowa?

- Początek był bieszczadzki. Musiałem na trochę wyjechać i się zresetować. Później w grudniu miałem taki projekt międzynarodowej agencji piłkarzy i trenerów, ale zdecydowaliśmy, że nie będziemy tego kontynuować. Projekt nie wypalił.

Pojawiła się propozycja współpracy od Grzegorza Wróbla, żeby wspierać merytorycznie Pogoń-Sokół Lubaczów. No i tak naprawdę realizujemy dzisiaj tę wizję. Ja cały czas jestem w sporcie, przy sporcie. Prowadzę różne konsultacje, doradztwa. Ten rynek mnie  już trochę zna i okazuje się, że w niektórych miejscach jeszcze nadal mnie chcą.

- Co to za agencja? Dlaczego to nie wypaliło? Możesz to rozwinąć?

- Mogę rozwinąć. To był taki projekt. Dostałem propozycję takiego partnerstwa, gdzie mieliśmy trochę inaczej, podejść do sprawy promocji zawodników i trenerów, wyjść na rynek europejski, też azjatycki, Japonia.

Także był to dla mnie dość ciekawy moment. Brakowało mi tej europejskiej piłki, której miałem okazję na początku mojej przygody z piłką w Widzewie Łódź zaznać. Później byłem wyłączony siłą rzeczy, bo jednak Europa jeszcze nie rozmawia tak chętnie z trzecio-drugoligowym klubem. Już z pierwszoligową Stalą Rzeszów powoli się zaczynały te interakcje, szczególnie, że Stal Rzeszów ma bardzo atrakcyjną dla europejskiego rynku młodzież i ona budzi już zainteresowanie.

Budziła wtedy, na samym początku. Dalej myślę, że budzi i tego potrzebowałem, tego mi brakowało, więc pod tym względem to był ciekawy projekt. Nie wykluczam, że jeszcze to się może gdzieś tam kiedyś przewinąć, ale na dzisiaj to nie jest temat. Na dzisiaj skupiam się na lokalnym, ale też europejskim rynku w kwestii doradztwa, wspierania merytorycznego, opiniowania transferów.

- Czyli jednym z tych klubów jest właśnie Pogoń-Sokół Lubaczów, ale też nie zamykasz się na inne kluby.

- Tak, nie zamykam się. Nie mam wyłączności i gdzieś już tam takie rozmowy prowadzimy i nie tylko w Polsce, ale też w Europie. Sukcesje trenerskie, strategia klubu. To są obszary, które konsultuję w różnych klubach, jak kluby są na to otwarte, czują taką potrzebę. Nie wykluczam też czasowego wejścia do klubu, żeby przygotować strukturę, wykształcić, wspomóc dyrektora sportowego, wspomóc trenera, wspomóc klub w jakichś tam czasowych zadaniach.

Trochę tak jak w Motorze Lublin to wyglądało. Było grube zadanie, późny beniaminek i trzeba było zrobić robotę.
 
Zobacz także:

- Zacznijmy może od początku. Jak nazwać Twój zawód? Jak wyjaśnić ludziom, którzy Cię nie znają czy się zajmujesz?

- Cytując klasyka: "mąż z zawodu jest dyrektorem” (śmiech). Dzisiaj z tej roli trochę wychodzę. 15 lat w zawodowym futbolu, myślę, że z 10 pełniłem w tym czy innym zakresie funkcję dyrektora sportowego.

- Czym się zajmuje dyrektor sportowy i jakie ma kompetencje? Bo dla wielu ludzi nie jest to do końca jasne. Szczególnie w niższych ligach, gdzie zazwyczaj nie ma dyrektorów sportowych.

- Fajnie, że o to pytacie, bo myślę, że jeśli futbol w Polsce ma się rozwijać to ludzie muszą to zrozumieć rolę dyrektora sportowego w klubie.  Zmienia się trochę, są kursy. Zaraz będzie już bodajże czwarta albo nawet piąta edycja kursu na dyrektora sportowego, dość taki świeży rynek, ale rozwijający się.

Te kompetencje mogą być różne. To może być człowiek od załatwiania transferów. Jak to się potocznie mówi „pan od transferów”, który dopnie transfer i to wszystko.

To może być też rola bardzo strategiczna, nienaruszalna wręcz w klubie. To może być ważna funkcja i na przykład w Stali Rzeszów tak było, miałem bardzo szerokie kompetencje, nawet takie zahaczające o dyrektora generalnego w różnych momentach.

Natomiast to też może być tak, że to może być bardzo wąska odpowiedzialność i sprowadzona tylko chociażby do właśnie transferów. Może być tak, że ważniejszy jest trener, a dyrektor jest tak naprawdę od spraw technicznych tylko. Czyli już podpisywanie, przygotowania umów, dobrego spisania kontraktu, może jakichś tam delikatnych negocjacji... Różne są formy, można to mieszać, wszystko w zależności od strategii klubu, wiedzy właścicieli, kompetencji osób.

Najlepiej moim zdaniem się sprawdza jednak połączenie dyrektor-trener, tak żeby trener miał tę swobodę w swoim obszarze, był odciążony, a dyrektor go uzupełnia. I tak było z Januszem Niedźwiedziem.
 
Michał Wlaźlik na zdjęciu czwarty od lewej (fot. motor-lublin.eu)
- Kto jest w klubie ważniejszy?

- To też zależy od klubu, zależy od osobowości, zależy od strategii. Najważniejszy dla mnie w Stali Rzeszów nie był dyrektor sportowy, tylko dyrektor akademii. Ja z Mateuszem Maciejewskim podpisałem umowę na 7 lat. Dłuższą niż ja miałem. Ja miałem na 4.

Z Rafałem byłem umówiony, że zrobimy w te 4 lata pierwszą ligę i to nam się udało. Wtedy moja umowa się przedłużała dopiero. To był taki cel jakby nieżalny, nie na nos, że tam „podpiszmy na 4 lata, zobaczymy, jak będzie fajny to przedłużę”. Tam był konkret.
Mieliśmy wskaźnik, miał być awans do pierwszej ligi. Trudny temat, bo zaczynaliśmy z szóstego miejsca w trzeciej lidze. Ale dla mnie dyrektor akademii, w tym co chciał budować Rafał Kalisz, czyli w solidnym fundamencie, dla mnie w tej strategii dyrektor akademii musiał być ważniejszy.

Nie ma tramwaju co prawda w Rzeszowie, ale w Łodzi zawsze mówiłem, że chciałem tak prowadzić klub, że jak wpadnę pod tramwaj, to dalej ten klub będzie, utrzyma pewne standardy, które dają mu tą stabilność, powtarzalność i że to nie zniknie nagle, jak zmienią się ludzie. Czy będzie Rafał (Kalisz – przyp. red), czy będę ja, czy nas nie będzie, to nagle ten klub się nie zawali. Znamy tę historię. Jest jeden gość, klub jest od niego uzależniony. Znika gość, znika klub. To jest klasyka gatunku.

A tu jednak powstał też fundament. Szkoła, dotacje, akademik, pewne procesy działają, to w jakimś stopniu się samofinansuje i już nie jest tak bardzo uzależniony, a dzisiaj jeszcze mniej od Rafała Kalisza, a tym mniej od ludzi.

- Zacząłeś temat z Stali Rzeszów. Ciebie już nie ma tam rok. Czy ten właśnie projekt bez Ciebie, bez Mateusza Maciejewskiego, bez wielu ludzi, którzy zaczynali razem z Wami, dzisiaj ich nie ma, idzie w tym kierunku, w którym miał iść?

- Myślałeś chyba o Mateuszu.

- Tak, oczywiście chodziło mi o Mateusza. Ale Rafała Maciejewskiego też nie ma.

- Nie ma obu, nie wiem, który był ważniejszy (uśmiech). Pozdrawiamy Rafała też i Krzyśka Skarżyńskiego, który dzisiaj jest dyrektorem Akademii w Tychach, a Mateusz dyrektorem w Akademii w Rakowie. Czyli jest życie po tym.

Myślę, że w jakimś sensie się udało. Nie ma ludzi niezastąpionych i niedobrze by było, żeby właśnie klub się rozpadał po odejściu kluczowych osób. Ja wiedziałem od początku, to bolało, przygotowywałem właścicieli, bo i Rafała, i Bartka Kalisza, który też się bardzo interesował klubem, że słuchajcie, będziemy musieli to przeżyć. Ściągniemy gości, którzy dzisiaj są no-name'ami, ale oni prędzej czy później odejdą.

Mateusz Stolarski nie był tym Mateuszem Stolarskim, co dzisiaj. Był trenerem U-15, U-17 Wisły Kraków. Był no-name'em. Może na rynku młodzieżowym był znany, ale jako trener na szczeblu centralny – z całym szacunkiem do niego, ale nie. Janusz Niedźwiedź też nie był jakimś mega znanym trenerem. Wyciągnęliśmy go z Podhala Nowy Targ.

Uprzedzałem, że tworzymy takie środowisko, to są na tyle mocni ludzie, ja w nich wierzę, że ich zbudujemy, budujemy im drabinę i rynek ich nam zabierze. Po prostu zawsze będzie atrakcyjniejsze miejsce od Rzeszowa i atrakcyjniejszy klub od Stali, jakbyśmy nie „wybudowali”. Więc to było też z założenia przyjęte.

Całą rozmowę, którą przeprowadzili Maciej Decowski-Niemiec oraz Szymon Szydełko oglądaj na naszym kanale YouTube w kolejnym odcinku Bagienka Extra:

YouTube Thumbnail

 

Czytaj także

Komentarze

Komentarze: 4

Rozwiąż działanie Kod captcha =

Heniu 2025-04-21 11:36:03

widać ,że kolega Wlazlik po szkolenich, ale mimo sztuczności fajna rozmowa.

olek 2025-04-22 07:16:36

Lubaczów idealne miejsce dla tego pana ...

~anonim 2025-04-22 08:05:36

Szymusiowi się włączają resofiackie kompleksy. hahaha. Podgryza i szuka wymówek na swoją sportową indolencje. Żenujący błazen. Boli go Wielka Stal.

obserwatorrr 2025-04-22 11:47:01

doradca w Lubaczowie? może doradzisz kopaczom, że na boisku warto grać w piłkę i strzelać, nie tylko zgarniać sianko za stanko

Redakcja portalu podkarpacieLIVE nie ponosi jakiejkolwiek odpowiedzialności za treść komentarzy. Każdy użytkownik reprezentuje własne poglądy i opinie biorąc pełną odpowiedzialność za ich publikację.

Czytaj następny news zamknij