Bogdan Zając został nowym trenerem JKS-u Jarosław (fot. własne)
- Jestem coś winny temu klubowi. Zawsze miałem marzenia żeby kiedyś wrócić do Jarosławia - mówi Bogdan Zając, nowy trener czwartoligowego JKS-u Jarosław.
- Czym przekonały Pana władze klubu, żeby zejść na tak niski poziom rozgrywkowy. Wiemy, że jest Pan wychowankiem, więc na pewno to było jednym z kryteriów. Natomiast jaka jest wizja JKS-u Jarosław, że Pan się na to zdecydował?
- Nieskromnie powiem, że jestem może coś winny temu klubowi. Zawsze takie były moje marzenia, żeby kiedyś wrócić do Jarosławia. Teraz one przyspieszyły. Wsparcie samorządu jest tutaj bardzo duże. Ludzie chcą tutaj coś zbudować. Ja też tak do tego podchodzę, że chcemy zrobić coś na fundamencie tego co budujemy już od kilku lat ze Szkołą Mistrzostwa Sportowego i JKS-em Jarosław. Mało się o tym mówi, a m.in taki sukces, jak mistrzostwo Polski futsalowców U19 to są wychowankowie tej szkoły i to jest ogromny sukces. Teraz jest jakby kolejny etap.
Przychodzę po to, żeby coś tworzyć na bazie swoich doświadczeń coś fajnego zbudować i stworzyć taką atmosferę, że w Jarosławiu coś się dzieje, że buduje się piłkę i wrócą te czasy, że będzie szczebel centralny. Ja się tutaj wychowywałem, grałem w 3 lidze przez kilka lat i to były piękne lata. Zawsze sobie mówiłem, że chce wrócić do Jarosławia, żeby zbudować coś więcej i dzisiaj jest taki dzień, w którym podjęliśmy decyzję, że to robimy.
Bogdan Zając: Jestem coś winny temu klubowi. Zawsze sobie mówiłem, że chce wrócić do Jarosławia
- Dla nas długość kontraktu nie ma znaczenia. Od wielu lat współpracujemy i wiemy, że to są trudne chwile, bo w sporcie nie jest wszystko pięknie i kolorowo. Zakładamy sobie cele i wiemy, że będzie wiele trudnych spotkań i trudnych wyzwań, ale na takie musimy być przygotowani. Często w trudnych momentach poznaje się ludzi, jak chcą współpracować. Tworzymy taki team, żeby ten wspólny cel osiągnąć i musimy zrobić bardzo dużo na boisku i poza nim. Już od kilku tygodni nieoficjalnie pracujemy. Zaczynając pierwsze treningi 10 lipca chcemy już być gotowi po to, żeby ta kadra już była bardzo bliska temu, z czym chcemy rozpocząć rozgrywki ligowe. Dużo pracy przed nami.
- Wiemy, że za zespołem bardzo ciężki sezon. Do ostatniej kolejki walczyli o utrzymanie w 4 lidze. Czy już wtedy była rozważana Pana kandydatura i nie zdecydował się Pan na przejęcie tego zespołu? Czy po prostu nie było żadnej rozmowy?
- Pomysłu takiego nie było. Rozstałem się oficjalnie z Wisłą Kraków 30 czerwca. Byłem cały czas tam trenerem na etacie, więc nie brałem tego nawet pod uwagę. Tutaj często przyjeżdżałem, oglądałem mecze i wiem, gdzie tam tkwiły te problemy. Jestem zorientowany na bieżąco, jak to wyglądało i też wspólne wnioski, jakie wyciągnęliśmy to, że ten zespół potrzebuje po prostu dużych wzmocnień.
Te ostatnie mecze były naprawdę trudne dla zespołu i chwała chłopakom za to, że potrafili w tak trudnym momencie podnieść się z kolan, bo pokazali, że jest charakter. Na tym charakterze będziemy budować, a na pewno potrzeba też sporo wzmocnień.
Bogdan Zając: Wracam do swoich korzeni i chcemy zbudować coś fajnego
- Można było Pana zauważyć pod koniec rundy na wielu stadionach 3 ligi. Były również spekulacje łączące Pana m.in. z Avią Świdnik. Czy były jakieś oferty z innych klubów w tym okresie?
- Moje kandydatury były przedstawiane w innych klubach, ale liczy się to, co jest. Ja tak do tego podchodzę. Widocznie tutaj był bardzo dobry konkret. Umówiliśmy się z prezesami, że chcemy coś fajnego tutaj zbudować i ja to traktuję jako kontynuację mojej pasji, wyzwanie. Nie traktuję tego jako pracy, bo źle to się nazywa. Zupełnie inaczej do tego podchodzę. To jest moje środowisko, tutaj się wychowałem, mam wielu przyjaciół, więc wracam do swoich korzeni i chcemy tutaj coś fajnego zbudować.
- Za Panem fantastyczna kariera piłkarska i również trenera jako asystent Adama Nawałki w wielu klubach. Natomiast chyba takim "kamieniem w bucie" jest kariera samodzielnego trenera. Czy wyciągnął Pan z tego jakieś wnioski i jakie są plany na dalszą karierę?
- Mówi się o niepowodzeniach w Jagiellonii Białystok. Ja do tego zupełnie inaczej podchodzę. W Jagiellonii wprowadzałem młodych chłopaków, którzy właśnie odeszli za duże pieniądze. Było też wielu chłopaków, którzy się odbudowali. Jesus Imaz miał odejść z klubu, bo nie było przed nim perspektyw. Ja jednak przekonałem go do pozostania w klubie i zrobiliśmy z niego najlepszą dziesiątkę w Ekstraklasie. Właśnie z tą Jagiellonią pokonywaliśmy Mistrza Polski na jego boisku, pokonywaliśmy Lecha Poznań, który reprezentował Polskę w europejskich pucharach czy też Piasta Gliwice, który zdobył brązowy medal.
Bogdan Zając: Nie ma trenerów na świecie, którzy wszystko wygrywają. Ja nie mam sobie nic do zarzucenia
- To pokazuje, że ta praca była na naprawdę dobrym poziomie. To, że później były niepowodzenia było spowodowane covidem i na jesień wiele klubów nie mogło się z tym uporać. Wiosna to był taki kataklizm, cała ofensywa nam się rozsypała razem ze sztabem szkoleniowym. Ja trzy mecze prowadziłem przez telefon, więc to były ogromne problemy. Niestety wtedy nie dostałem wsparcia i tutaj mam może nie żal, ale to pokazuje, że w trudnych momentach trener musi mieć wsparcie od zarządzających w klubie. Tego wsparcia nie otrzymałem i trudno. Taka była wola klubu. Taka była wola, żeby się ze mną pożegnać.
Jeżeli chodzi o Kalisz to też mieliśmy wiele dobrych meczów i tam były ambicje, żeby powalczyć o coś więcej. Niestety się nie udało. Później pewne niedomówienia doprowadziły do tego, że się rozstaliśmy. Nie ma trenerów na świecie, którzy wszystko wygrywają, jest jeden trener, który w danym sezonie wygrywa i osiąga jakiś sukces. Rolą trenera jest to, żeby budować zespół, żeby budować go na co dzień, żeby zawodnicy się rozwijali. Ja nie mam sobie nic do zarzucenia. Z wieloma chłopakami teraz rozmawiam i bardzo pozytywnie odnoszą się do naszej współpracy.
- Wiemy jaki ma Pan charakter pracy. Jest Pan bardzo dokładny, dużo czasu spędza Pan na analizach itp. W 4 lidze często zawodnicy łączą grę w piłkę z różnymi zajęciami. Czy to nie będzie Panu przeszkadzało i czy ograniczy Pan te wszystkie rzeczy, które Pan robił wcześniej na rzecz JKS-u Jarosław?
- Nie wiem co się mówi, bo w tym środowisku to wszystko często do mnie nie dociera. Jak słyszę te historię o trzygodzinnych odprawach, to nigdy w życiu czegoś takiego nie miałem, ani jako zawodnik, ani jako trener. Jeśli robię analizę i wyciągam pewne wnioski, to po to, żeby później robić progres w zespole. Jeżeli zespół potrzebuje odprawy przed czy po meczu, to taką odprawę robię.
Zdaję sobie sprawę, że to jest 4 liga. Ja też przez pewien czas współpracowałem w Białce Tatrzańskiej, więc mam doświadczenie jak to wygląda na niższych poziomach. Wiem, że to jest zupełnie inny wymiar i na inne rzeczy trzeba przełożyć ciężar gry. Nie ma co ukrywać, że jak chcemy się rozwijać i iść do przodu, to wszystko jest potrzebne i w odpowiednich proporcjach będziemy to stosować. Wiemy, że trzeba się dostosować do warunków jakie są.
Bogdan Zając: Uważam to za swój atut, że lubię popracować. Traktuję to jako pasję, a nie jako pracę
- Mówi się, że jest Pan wielkim pracoholikiem i spędza bardzo dużo czasu w klubie czy to na analizach czy też rozmowach z zawodnikami. Czy analizuje Pan czy zawodnicy za tym idą?
- Jeżeli się mówi o jakichś zagranicznych trenerach, że są pracoholikami, to się ich za to chwali. Nie wiem dlaczego u mnie mówi się, że jest to coś negatywnego. Piłka nożna to jest moja pasja. Lubię poświęcać na to dużo czasu. To jest moje hobby i od małego tak do tego podchodzę. Więc jak potrzebuję posiedzieć kilka godzin, to siedzę kilka godzin, a jeśli nie to nie siedzę w ogóle. Ja sobie dobieram ten okres pracy, do tego, jak chcę pracować.
Pracowałem z trenerem Nawałką i wiele z tego wyniosłem. Wiem, że nie raz o tym decydowały detale. Sami teraz byśmy chcieli, żeby nasza reprezentacja grała na wysokim poziomie, chcielibyśmy żeby nawiązała do tych tradycji z Euro 2016, a wtedy spędzało się naprawdę dużo czasu, żeby te datale wyciągnąć i szczegóły decydowały o tym, że zaszliśmy tak daleko. Wielogodzinna praca dała takie efekty, że byliśmy na piątym miejscu w rankingu światowym. Życzę polskiej piłce, żeby w najbliższych stu latach się na tej pozycji znalazła.
Nakręcanie takiej spirali, że to jest pracoholik, że poświęca tyle czasu w negatywnym tego słowa znaczeniu, to nie mogę tego zrozumieć. Uważam to za swój atut, że lubię popracować, skupić się na pewnych rzeczach i wyciągać wnioski. Traktuję to jako pasję, a nie jako pracę.
Zając: Nie mogę tego zrozumieć, że rozmawiamy o trenerze Nawałce i mówi się to w negatywnym tego słowa znaczeniu
- Chyba to za czasów trenera Nawałki najbardziej się za Wami cięgnie, że robiliście bardzo długo te odprawy. Mówiło się o tym, że zawodnicy zostawali w klubie dwie godziny czy to w Górniku Zabrze czy Lechu Poznań, a nie specjalnie mieli co robić. Czy było coś takiego, że piłkarze zostawali w klubie, bo musieli?
- Totalne głupoty. Ktoś to nakręca i próbuje szukać różnych sensacji. To jest we wszystkich klubach Ekstraklasy czy 1 i 2 ligi, że po treningu zawodnicy zostają i mają odnowę biologiczną. Na całym świecie tak jest że zawodnik przychodzi dużo wcześniej przed zajęciami i później zostaje. Nie mogę do dzisiaj tego zrozumieć, że rozmawiamy o trenerze Nawałce i mówi się to w negatywnym tego słowa znaczeniu, że zawodnik spędzał dużo czasu w klubie. Jak ktoś chce to nakręcić jako negatyw, to nikt nie rozumie dlaczego.
- To na koniec powiedzmy jeszcze o paru mitach. Mówiło się, że mierzył Pan centymetrem szatnie w Gliwicach i też o tym, że straż pożarna pomagała Wam przygotowywać murawę w Grodzisku.
- To chyba chodziło o zraszanie murawy. Wiele osób uważa, że zraszanie murawy to jest coś złego. To jest wymóg, żeby były warunki do pracy, a po drugie żeby minimalizować ryzyko kontuzji. Dlatego zawsze dbaliśmy o to, żeby stworzyć optymalne warunki do pracy dla zawodników.
Od razu chcę tutaj zdementować ten mit, który powstał w Jagiellonii Białystok. Chodziło o to, że pod balonem kazałem wywrotki śniegu przywozić. Nie wiem, kto to wymyślił. Owszem kazałem przed meczem z Legią Warszawa wysypać kilka łopat śniegu po to, żeby zawodnicy poczuli, jak piłka chodzi w takich warunkach. Sami zawodnicy prosili, żeby popracować w warunkach, bo niestety władze klubu nie pozwoliły nam pracować na boisku, które było podgrzewane.
Bogdan Zając: Jarosław zasługuje na to, żeby był tutaj poziom centralny
- Przejdźmy jeszcze do JKS-u Jarosław. Dużo nazwisk jest z Wami łączone na giełdzie transferowej, więc zapytam wprost. Wojciech Reiman, Stanislav Mykystey, Sebastian Kocój, Paweł Oziębło i też przegrana rywalizacja o Michała Żebrakowskiego czy Oskara Majdę. Jak Pan się do tego odniesie?
- Nie będę mówił nazwiskami. Każdy ma prawo wyboru i każdy decyduje, gdzie chce grać. My złożyliśmy swoje propozycje kilku zawodnikom. Jedni na nie przystali inni wybrali inne kluby. To jest normalna rzecz każdego zawodnika w przygodzi z piłką, że podejmuje decyzje. My staramy się dobierać zawodników z charakterem na te pozycje, których potrzebujemy.
Nastawiamy się na to, żeby ten zespół zrobił progres. Wierzę w to, że na pewno włączymy się o bezpośrednią walkę o awans do 3 ligi. Na pewno ogromne wyzwanie przed nami, ale cały czas patrzymy optymistycznie do przodu, bo zawodnicy, którzy przyjdą na pewno wniosą dużo jakości. Stworzymy zespół, który będzie walczył. To o to chodzi, żeby mieć zespół, który wyjdzie na boisko, będzie miał energię i będzie cieszył kibiców.
- Jarosław zasługuje na to, żeby był tutaj poziom centralny. Z wielu poprzednich lat wiemy, że to miasto tętni piłką i na ten stadion przychodziły tłumy. Chcemy doprowadzić do tego, żeby kibic wrócił na stadion jarosławski i cieszył się oglądaniem meczów na dobrym poziomie.
Rozmawiał Maciej Decowski-Niemiec