
- Podchodzę do tego w ten sposób, że coś się kończy, coś się zaczyna. Fajne dwa lata spędziłem w Stali, ale spodziewałem się tego. Jak nikt w klubie od stycznia nie rozmawia z zawodnikiem, któremu kończy się w czerwcu kontrakt, to tak myślałem, że najprawdopodobniej klub nie będzie chciał dalej współpracować ze mną.
Ja, pomimo tego w każdym meczu, w każdym treningu robiłem swoje i chciałem przede wszystkim zostawiać jak najwięcej serca na boisku. Dla mnie były to bardzo udane 2 lata, jestem ogromnie szczęśliwy, że mogłem reprezentować barwy Stali Rzeszów, a przy tym pomóc rozwinąć się klubowi, który wrócił na właściwe tory.
- Wiem, że większość ludzi chciała, żebym został. Nawet dochodziły do mnie takie słuchy, że klub po zakończeniu mojej kariery chciałby, żebym pracował w strukturach klubu.
Wiem, że jedna osoba blokowała bardzo mocno, abym nie podpisywał kontraktu i tak naprawdę dzięki niej nie ma mnie w Stali, ale nie mam do tej osoby jakiegoś żalu czy czegoś podobnego.
Życzę tej osobie jak najlepiej. Patryk Małecki z nie takich opresji wychodził, tak że dam sobie radę. Chciałbym zapamiętać tylko najlepsze chwile, a było ich zdecydowanie więcej, niż tych gorszych.
- To o te najmilsze chwile zapytam. Co wspomnisz najlepiej przez okres gry z żurawiem na piersi?
- Być może kogoś zaskoczę, ale dla mnie najwspanialszy moment to wygrane Derby Rzeszowa. Wywodzę się z klimatu kibicowskiego i wiem, jak bardzo ważny był ten mecz.
Pomimo tego, że nie było naszych kibiców, wiedziałem jak istotne dla nich jest to spotkanie. Powiem szczerze, że dla mnie to zwycięstwo, gdzie Stal 7 lat nie wygrała derbów, było cenniejsze niż awans do 1. ligi.
Cieszę się, że mogłem zagrać i jeszcze strzelić bramkę. To wszystko dzięki Panu Bogu. Dla mnie to coś wspaniałego i myślę, że zostanie ze mną na długo.
Patryk Małecki: Jestem dumny, że mogłem grać dla takich kibiców

