Rywalizacja PGE Skry Bełchatów z Asseco Resovią Rzeszów zwykła obfitować w wiele emocji i dla wielu kibiców stanowi siatkarski klasyk. Zajmujące czołowe lokaty w tym sezonie PlusLigi zespoły zmierzyły w 5. kolejce PlusLigi a stawką oprócz trzech punktów była także chęć podtrzymania zwycięskich serii.
Obie ekipy przystąpiły do dzisiejszej rywalizacji w nieco osłabionych składach, w szeregach gospodarzy w podstawowym składzie nie mógł wyjść Filippo Lanza, z kolei w barwach rzeszowian brakowało leczącego uraz Macieja Muzaja.
Początek meczu zapowiadał solidną wymianę ciosów. Mocnymi ciosami zza linii
As serwisowy Jana Kozamernik sprawił, że siatkarze Giampaolo Medei objęli pierwsze prowadzenie w tym meczu 13-12. Gorszy od swojego klubowego kolegi nie chciał być Jakub Kochanowski, który efektowną czapą zatrzymał Atanasijevicia i tym samym oba zespoły dzieliły już dwa punkty, 15-13. Rzeszowianie wyraźnie złapali wiatr w żagle, błąd w wystawie popełnił Kooy i przy stanie 17-14 o pierwszą przerwę poprosił szkoleniowiec miejscowych, Joel Banks. Czas na żądanie trenera przeciwników nie wybił z rytmu Toreya DeFalco, który wręcz zdemolował przyjęcie PGE Skry i opuścił pole serwisowe przy stanie… 22-15, praktycznie rozstrzygając losy pierwszej partii. Przyjezdni nie pozwolili rywalom na zmniejszenie strat i pewnie triumfowali do 18.
Drugą odsłonę z animuszem rozpoczęli siatkarze z Bełchatowa. Ataki Atanasijevicia oraz Lukasa Vasiny pozwoliły im szybko wyjść na prowadzenie 3-0, dopiero skuteczne zbicie Cebulja pozwoliło gościom na otwarcie dorobku punktowego. Podrażnieni porażką w inauguracyjnym secie miejscowi poszli za ciosem i po bloku Karola Kłosa na Kozamerniku prowadzili już 7-3 i w tym momencie grę przerwał czas na żądanie opiekuna Asseco Resovii. Przewagę PGE Skry powiększył asem serwisowym Atanasijevic i dopiero przy stanie 8-3 rzeszowianie zdołali zdobyć kolejny punkt.
Gospodarze górowali w każdym elemencie siatkarskiego rzemiosła, odrzuceni od siatki rzeszowianie nie byli w stanie przebić się przez bełchatowski blok i po zatrzymaniu Buckiego przegrywali już 11-5. Odrobinę nadziei w serca rzeszowskich kibiców wlał Fabian Drzyzga, który w pojedynkę zatrzymał Kooya, doprowadzając do stanu 13-9. Błyskawiczna riposta ze strony Mateusza Bieńka, który popisał się dwoma asami serwisowymi, dała PGE Skrze najwyższe prowadzenie 16-9 i stało się jasne, że miejscowi wezmą srogi rewanż za porażkę w inauguracyjnej partii. Wyraźnie pogubieni goście zdołali zdobyć zaledwie 13 punktów, zaś kropkę nad i postawił Vesina, popisując się efektowną czapą na Buckim.
Trzeci set miał niemal bliźniaczy początek do poprzedniego, z tym, że… to goście wyszli na prowadzenie 4-1. Spora w tym zasługa pracy na siatce Kochanowskiego, który w bezpośrednim pojedynku zatrzymał Bieńka oraz soczystych ataków Cebulja z drugiej linii.
Radość rzeszowian nie trwała jednak długo, ich przewaga wyparowała wraz z pojawieniem się na zagrywce Bieńka, następnie Cebulj przegrał pojedynek z bełchatowskim blokiem i lepsza była PGE Skra, 7-6. Na domiar złego, nieporozumienie w przyjęciu po między DeFalco i Zatorskim sprawiło, że przy stanie 8-6 dla gospodarzy o czas poprosił trener gości. Od tego momentu oba zespoły zaczęły grać punkt za punkt, niewielką przewagę miejscowych powiększył Bieniek posyłając kolejnego asa serwisowego, 13-10,
Przy stanie 14-12 licznie zgromadzeni kibice w Hali Energia byli świadkami najdłuższej jak do tej pory wymiany w tym pojedynku. W trwającej niemal minutę (!) akcji, w której efektowne obrony mieszały się z niedokładnościami, precyzją błysnął Cebulj, który zmniejszył straty do rywali. Był to jeden z przełomowych momentów w tej partii. Po chwili wyrównał Kochanowski, który mocną zagrywką nie dał szans przyjmującym Skry i rywalizacja rozgorzała na dobre. Siatkarze z Rzeszowa nie wykorzystali kilku szans na wyjście na prowadzenie, dopiero serwis Drzyzgi sprawił, że to bełchatowianie musieli gonić przeciwników, 19-18. Nie minęła minuta i takim samym zagraniem popisał się Bieniek, znów na czele byli gospodarze, 20-19. Do wyrównania doprowadził DeFalco i doszło do zaciętej końcówki, w której kluczową rolę odegrała zagrywka gospodarzy, dając im zwycięstwo 25-22. Tym samym stało się jasne, że Asseco Resovia straciła pierwsze punkty w tegorocznych rozgrywkach i pozycję lidera tabeli.
Do czwartej partii rzeszowianie przystępowali z nożem na gardle, początkowo za sprawą Atanasijevicia lepsi byli gospodarze, prowadząc 4-2. Wtedy sprawy w swoje ręce wziął Bucki, który najpierw skutecznie zaatakował a następnie zaserwował i przyjezdni wygrywali 5-4. Prowadzenie przechodziło z rąk do rąk, decydującą rolę w poczynaniach obydwu zespołów odgrywała zagrywka Od stanu 7-7, inicjatywa przechodziła powoli na stronę gości- Drzyzga zaczął częściej korzystać z Kochanowskiego i Asseco Resovia wyszła na trzypunktowe prowadzenie 12-9. Rzeszowski środkowy odgrywał wiodącą rolę także w polu serwisowym, jego zagrywki nie utrzymał Kacper Piechocki i przyjezdni powiększyli dystans do czterech oczek, 14-10. Obie ekipy imponowały także grą w bloku- najpierw zatrzymany został Kooy, po chwili bełchatowska ściana okazała się nie do przejścia dla DeFalco i na tablicy wyników zrobiło się 16-11. Do gry włączył się Atanasijevic, którego serwis siał spustoszenie w szeregach rzeszowian. Dość powiedzieć, że za sprawą serbskiego atakującego, gospodarze zdobyli sześć punktów z kolei i wyszli na prowadzenie 17-16. Siatkarze ze stolicy Podkarpacia odpowiedzieli atakiem DeFalco, który dał im minimalną przewagę 18-17. Do głosu zaczął dochodzić rzeszowski blok, najpierw Kochanowski zablokował Atanasijevicia a następnie takim samym zagraniem popisał się Drzyzga powstrzymując Vasinę. Przy stanie 21-18 o przerwę poprosił trener Banks licząc na to, że jego zawodnikom uda się odrobić straty i zgarnąć pełną pulę. Przewagę gości zmniejszył Kooy doprowadzając do rezultatu 22-23, w kolejnej akcji po bloku zaatakował Bucki dając swojemu zespołowi piłkę setową. Rzeszowianie wykorzystali pierwszą okazję do zwycięstwa dzięki atakowi z drugiej linii DeFalco i o wszystkim miał zadecydować tie-break.
Ten początkowo ułożył się po myśli PGE Skry. Duet Kooy-Kłos zatrzymał Buckiego przez co gospodarze prowadzili 4-2. Szybko do wyrównania doprowadził DeFalco, trafiając zagrywką w Vasinę. Uderzenie Atanasijevicia dało bełchatowianom skromną przewagę 6-5, którą utrzymali do zmiany stron. Skuteczny atak Buckiego sprawił, że to rzeszowianie objęli prowadzenie, zmuszając przy stanie 9-8 do przerwy na żądanie opiekuna gospodarzy. Rzeszowski atakujący zachował stalowe nerwy przy sytuacyjnej piłce podwyższając prowadzenie do dwóch oczek a po chwili pomyłka w ataku Bieńka dała przyjezdnym prowadzenie 11-8. To właśnie błędy pogrążyły gospodarzy, którzy nie zdobyli ani jednego punktu po zmianie stron. Najpierw w out uderzył Kooy, po chwili sędzia odgwizdał podwójne odbicie Grzegorzowi Łamaczowi. Zwycięstwo rzeszowian przypieczętowali DeFalco z Kochanowskim.
MVP spotkania trafiło do Jakuba Buckiego.
PGE Skra Bełchatów - Asseco Resovia Rzeszów 2-3 (18-25, 25-13, 25-22, 22-25, 8-15)
PGE Skra Bełchatów:
Grzegorz Łomacz, Lukas Vasina, Mateusz Bieniek, Aleksandar Atanasijevic, Dick Kooy, Karol Kłos, Kacper Piechocki (L) oraz Filippo Lanza, Wiktor Musiał, Jakub Rybicki,
Asseco Resovia:
Fabian Drzyzga, Torey DeFalco, Jakub Kochanowski, Jakub Bucki, Klemen Čebulj, Jan Kozamernik, Paweł Zatorski (L) oraz Michał Potera, Thibault Rossard,
Autor: Radosław Dudek
BRAWO RESOVIA !!! 2022-10-22 19:25:41
Super emocje , wracamy na właściwe tory !!!!!
Yes 2022-10-22 19:33:24
No i i o to chodzi ! :)
Piotr z Staromieścia 2022-10-22 22:34:31
PIĘKNA RELACJA PIĘKNA SUPER MECZ TAK TRZYMAĆ BRAWO AUTOR SUPER O TO CHODZI
Marko 2022-10-23 09:36:06
Brawo Reska maszyna zaczyna działać ale czemu tak późno
Redakcja portalu podkarpacieLIVE nie ponosi jakiejkolwiek odpowiedzialności za treść komentarzy. Każdy użytkownik reprezentuje własne poglądy i opinie biorąc pełną odpowiedzialność za ich publikację.