Arkadiusz Pruś (na zdjęciu pierwszy z prawej) pochodzi ze Stalowej Woli i został najlepszym sędzią MLS w 2008 roku. (fot. archiwum prywatne)
Rozmawiamy z Arkadiuszem "Alexem" Prusiem, pochodzącym ze Stalowej Woli szefem skautingu sędziów MLS. Jak został najlepszym sędzią MLS w 2009 roku? Co powiedział mu Howard Webb o rzucie karnym w meczu Polska - Austria? Jakie spotkania sędziuje się najtrudniej? Czy arbitrzy w MLS to atleci? Między innymi na te pytania spróbował nam odpowiedzieć.
- Jak to się stało, że zostałeś arbitrem?
- To jest ciekawa historia. W 1990 roku wyjechałem z Polski do USA. Byłem wtedy piłkarzem i sędziowanie w ogóle nie przechodziło mi przez myśl. Musiałem odnaleźć się w nowym kraju, nie znając języka angielskiego. Zawsze myślałem, że po zakończeniu kariery piłkarskiej zostanę trenerem, dlatego skończyłem AWF w Katowicach o kierunku trenerskim.
To była moja pasja. Z marzeń o byciu szkoleniowcem zrezygnowałem z powodu bariery językowej. Stwierdziłem, że pójdę do normalnej pracy, ale bardzo brakowało mi piłki nożnej. Pewnego dnia pomyślałem sobie – Co tu zrobić, żeby wrócić na boisko piłkarskie? – jedyną opcją było sędziowanie i tak to się dla mnie zaczęło w wieku 30 lat. Na początku sędziowałem dziecięce rozgrywki w stanie New Jersey.
- I co później się działo? Jak wspinałeś się po tych szczeblach sędziowskich?
- Tak jak mówiłem – zacząłem od młodzieżowych rozgrywek, później sędziowałem jakieś ligi amatorskie i powoli szedłem do przodu – miałem szczęście, że w New Jersey amatorska piłka nożna stała na wysokim poziomie. Było dużo etnicznych drużyn m.in. z Polski, Chorwacji, Niemiec i Ameryki Południowej. Meczów nie sędziowało się łatwo, ale można się było sporo nauczyć.
Po roku zostałem zauważony przez jednego ze skautów sędziowskich i wysłali mnie na mistrzostwa USA U-19. To był pierwszy turniej, na którym zobaczyli mnie ludzie z federacji amerykańskiej i dostałem szansę pracy w zawodowej lidze piłki nożnej.
- Jak wyglądał pierwszy mecz, który sędziowałeś na poziomie zawodowym?
- Na początku sędziowałem w drugiej lidze. W 1997 roku dostałem szansę w Major League Soccer, najpierw jako sędzia liniowy. Pierwszy mój mecz jako główny sędzia to było starcie New England Revolutions z Tampa Bay i skończyło się zwycięstwem gospodarzy 3:0. Prawdopodobnie najbardziej znanym zawodnikiem w tamtym meczu był Carlos Valderrama.
- Chyba pokazałeś mu nawet czerwoną kartkę (śmiech).
- Tak, ale akurat nie w tym meczu(śmiech). W debiucie nie pokazałem żadnego „czerwa”. Jeszcze taka ciekawostka. W New England grał wtedy zawodnik polskiego pochodzenia Janusz Michalik, który urodził się w naszym kraju, ale później zamieszkał na stałe w USA.
- Jesteś już sporo czasu w USA, więc pewnie zauważyłeś jaki progres zrobiła ta liga na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat.
- Poziom ligi poszedł bardzo wysoko do góry. Dużą różnicą jest to, że na początku w MLS było 12 drużyn, a teraz jest 26. Wkrótce będzie ich 30, więc liga cały czas się rozwija. Jest dużo meczów, dlatego potrzeba więcej sędziów. Zawodnicy, którzy przychodzą do MLS, idą tam nie dla pieniędzy, tylko dla dobrego grania w piłkę. Kiedyś było z tym różnie. Liga obecnie stoi dobrze finansowo, a kluby mocno inwestują w zawodników. Nie przychodzą do nas już „emeryci”, tylko piłkarze w szczycie formy. To jest dla mnie największa różnica pomiędzy latami 90-tymi a obecną rzeczywistością.
- Jesteś szefem skautingu sędziów w MLS. Na czym polega ta praca?
- Moim zadaniem jest znaleźć nowych, perspektywicznych sędziów. Później ich kształcić i przygotować do pracy w MLS.
- Przewijają się jakieś polskie nazwiska w gronie sędziów?
- Jest aktualnie Polak sędziujący MLS, Robert Sibiga też ze Stalowej Woli i radzi sobie bardzo dobrze. Jestem zadowolony, że polska tradycja sędziowska jest kultywowana w Stanach Zjednoczonych. Mamy nowego sędziego z naszego kraju, który przyleciał do nas 3 lata temu. Nazywa się Łukasz Szpala i sędziuje w drugiej lidze. Jest w mojej grupie sędziowskiej, w której znajduję się trzydziestu arbitrów. Razem z moim sztabem opiekujemy się nimi i im pomagamy. Moi współpracownicy podsyłają mi nowe nazwiska na potencjalnych sędziów piłkarskich i ich na bieżąco monitorujemy.
- Czy w USA ludzie idący na mecz piłki nożnej, wybierają się tam, żeby miło spędzić czas, zjeść kiełbasę, napić się piwa czy delektować się emocjami sportowymi?
- Być może idą w obu tych celach. Publiczność w USA zna się na piłce. Każdy myśli, że w Ameryce grają tylko w futbol, hokej i koszykówkę, a tak nie jest. Musimy pamiętać, że w kraju jest wielu emigrantów, którzy przyjechali z Ameryki Południowej i Europy, gdzie piłka nożna jest nieodłącznym elementem życia. Także wśród rdzennych Amerykanów pasja do futbolu wzrosła niesamowicie. W telewizji jak ja przyjechałem, było bardzo ciężko znaleźć piłkę.
Teraz praktycznie każdy mecz jest transmitowany i łatwo go można obejrzeć. Też ogromnie wzrosła oglądalność tego sportu. To wiążę się z sukcesami w kobiecych rozgrywkach, gdzie reprezentacja USA została mistrzem Świata. Ta popularność z roku na rok jest coraz większa.
- Śledzisz inne sporty w USA?
- Śledzę. Bardzo lubię hokej, ale nie mam za dużo czasu, żeby go oglądać z powodu pracy. Z racji tego, że jestem sędzią, to nie mam swojej ulubionej drużyny w MLS. Byłby to swego rodzaju konflikt, dlatego oglądam inne ligi piłkarskie.
Jestem kibicem Liverpoolu od pamiętnego finału Ligi Mistrzów z AC Milanem. Do dziś mam w głowie występ Jerzego Dudka w tamtym spotkaniu. Po tym triumfie było trochę suchych lat, ale ostatnie dwa sezony są dla nas dobre i cieszę się z tego.
- Może wreszcie uda się zdobyć to upragnione mistrzostwo Anglii.
- Jeżeli dokończą sezon, to jak najbardziej. Oby to się udało.
- W MLS sędziowanie różni się o tego w Europie, bo jest często zmiana w klimacie, w czasie i spora odległość do przejechania na mecz.To uciążliwe dla arbitra?
- Stany Zjednoczone są bardzo dużym krajem. To jest spory problem dla sędziów, bo przelecenie z jedno końca kraju na drugi zajmuje ponad 5 godzin. I zawodnicy i sędziowie muszą jechać na taki mecz dzień przed nim. Jest też różnica czasowa między wschodnim a zachodnim wybrzeżem – to 3 godziny – to bardzo uciążliwe. Ciężko jest się przestawić na ten nowy czas, bo czasem zaczynasz sędziować o 22.00, gdzie normalnie szykujesz się do spania.
To wpływa trochę na sędziowanie. Praca w USA jest trudniejsza niż w Europie, bo sędziowie nie mają takich odległości do przejechania, ale od kilku lat w Ameryce arbitrzy w pierwszej lidze są w stanie utrzymywać się tylko z tego zawodu. Dawniej bywało z tym różnie.
- A jak wygląda przygotowanie sędziego do pracy w MLS?
- Sędziowie w pierwszej lidze mają treningi kondycyjne na poziomie zawodników. Korzystają z wszelkich systemów gps, catapult i innych udogodnień. Oni otrzymują codzienny trening, z którego wyniki są na bieżąco monitorowane przez ich trenerów. Każdego dnia dostają informacje o treningu lub ewentualnym odpoczynku. Są w ciągłym kontakcie ze swoimi przełożonymi. My w USA chcemy pokazać, że sędziowie są tak samo atletami jak piłkarze.
- Widziałem, że sędziowie przebiegają często więcej kilometrów na boisku od piłkarzy.
- Tak, zdecydowanie tak jest. Na pewno przebiegają więcej od bramkarzy (śmiech). Wiadomo, że niektóre pozycje w drużynach piłkarskich zmuszają do większego biegania, a niektóre do mniejszego. Sędziowie są w rankingu biegowym notowani na równo z pomocnikami, czyli pozycją, na której trzeba najwięcej biegać.
- Chciałem zapytać, jak to jest z krytyką w USA. Jeśli sędzia popełnia błąd, to wylewa się na niego wiadro hejtu w internecie i mówi się o korupcji, czy jest to rozpatrywane nieco łagodniej?
- Krytyka zawsze będzie. To przychodzi z pracą sędziego. Nigdy nie dogodzi się kibicom obu drużyn. Najważniejsza opinia i tak idzie z góry, czyli od głównej organizacji sędziów. Każda sporna sytuacja jest analizowana przez nas według przepisów piłki nożnej i w przypadku kontrowersji pomeczowych podajemy naszą opinię do mediów. Jeśli sędzia miałby czytać, co każdy kibic pisze w internecie, to z pewnością nie mógłby normalnie funkcjonować.
- Głównym szefem sędziów w MLS jest Howard Webb. Jestem ciekaw, czy podpytałeś go o kontrowersyjnego karnego w meczu Polska-Austria na Euro 2008?
- (śmiech) Rozmawialiśmy o tym rzucie karnym. On nawet napisał książkę o swojej karierze i wspomina tam o tej sytuacji. Zawodnik pociągnął zawodnika za koszulkę i moim zdaniem decyzja mogła być tylko jedna. Jednak jako kibic widziałbym to inaczej i podjąłbym inną decyzję (śmiech). Patrząc na przepisy, to w 100% zgadzam się z decyzją podjętą przez Howarda.
- Wiem, że jesteś już emerytowanym sędzią, ale jak oglądasz mecz piłki nożnej, to przywiązujesz dużą uwagę do pracę arbitra?
- Zależy to od meczu. Gdy oglądam pracę moich sędziów, to mniej skupiam się na rozgrywce. Ale jak oglądam spotkanie na przykład Barcelona – Real, to skupiam się na grze, a nie na sędziowaniu. Jeśli jest sporna sytuacja, to wcielam się w role sędziego i rozpatruję to fachowym okiem (śmiech).
- Teraz macie duże ułatwienie z powodu wprowadzenia systemu VAR. Myślisz, że może dojść kiedyś do tego, że sędziowie nie będą potrzebni?
- Do tego chyba nigdy nie dojdzie. VAR jest jednak bardzo pomocny, kiedy go umiejętnie używamy. W lidze angielskiej po wprowadzeniu tego sędziowie często dostawali decyzje od razu z wozu, nie podchodząc do ekranu i oglądając powtórki. To było niezgodne z przepisami.
W MLS byliśmy jednym z pierwszych krajów, który wprowadził VAR. Mamy w tym najwięcej doświadczenia i najmniej problemów z tym systemem. Trzeba pamiętać, że został on wprowadzony po to, żeby korektować 100% pomyłki. To nie była inicjatywa, która miała zastąpić sędziego, tylko by mu pomóc. My dużo pracujemy z sędziami, żeby ten system działał tak, jak powinien.
- Wróćmy jeszcze do twojej kariery sędziego. Jaki jest najlepszy piłkarz, któremu sędziowałeś?
- Hmm, chyba David Beckham. Muszę przyznać, że gdy dowiedziałem się, że taki piłkarz przychodzi do MLS, to wydawało mi się, że będą się dla niego liczyć tylko pieniądze i spokojna emerytura piłkarska. Musiałem te poglądy zreflektować, bo byłem zaskoczony jego ciężką pracą na boisku. Z pewnością czuł się u nas dobrze i chciał grać dla sportu, a nie dla pieniędzy. Było kilka głośnych nazwisk, które przychodziły do MLS, ale nie miały one takiego podejścia do tego jak on.
- Z tego co wiem, to nawet pokazałeś mu żółtą kartkę.
- Tak, pokazałem mu pierwszą żółtą kartkę, po jego przybyciu do USA.
- To była dość charakterna osoba.
- Tak, ale zawsze miło wspominam sędziowanie mu. Założył drużynę Miami FC, która debiutuje w MLS.
- Myślisz, że mogą osiągnąć sukces?
- Myślę, że pokazał jako zawodnik, że zna się na piłce. Znając jego podejście i budżet pieniężny, to jego drużynę stać na sukces. Dobrze wiesz, że jak są pieniądze, to można dużo zdziałać w piłce. Zatrudnił bardzo dobrego trenera na początku współpracy. Może nie wygra MLS w pierwszym roku, ale z czasem jego drużyna będzie jedną z najlepszych.
- W USA gra coraz więcej polskich piłkarzy: Kacper Przybyłko, Przemek Frankowski, Jarosław Niezgoda i jeszcze kilku innych. To dobre miejsce dla rozwoju zawodnika?
- Zdecydowanie tak. Poziom w MLS bardzo się podniósł i zawodnicy, którzy tutaj przychodzą, mogą się wykazać. Nie jest to na pewno liga łatwa, bo trzeba, umieć się przyzwyczaić do panujących warunków. Wielu zawodników przychodzi do USA ze względu na publikę, która licznie zapełnia stadiony. Mecze są pokazywane na całym świecie i cieszą się dużą oglądalnością. Jest to odskocznia od najlepszych lig europejskich, jeśli zawodnik się tutaj wykaże, to może dostać niezły kontrakt w ligach z TOP 5.
- Ja zauważyłem, śledząc MLS, że ludzie oglądają tę ligę ze względu na dużą ilość padających bramek, często pięknej urody.
- To może świadczyć, że nie mamy dobrych obrońców w tej lidze (śmiech). Jeżeli by się w to zagłębić, to ma to sens, bo kluby często wydają duże pieniądze na napastników, a na obrońców nieco mniejsze. Stąd też może dysproporcja pomiędzy dobrymi napastnikami a solidnymi obrońcami. Bądźmy szczerzy – rasowy napastnik, snajper przyciąga na trybuny więcej osób niż obrońca – tę taktykę praktykują kluby w MLS.
- To też potwierdzają transfery Polaków, bo to sami ofensywni zawodnicy.
- Struktura ligi amerykańskiej się zmieniła, ponieważ drużyna nie może kupić, kogo chce. Są restrykcje finansowe, każdy zespół może wydać tyle samo pieniędzy. Dlatego liga jest bardzo wyrównana i przez to atrakcyjna dla widzów. Nie ma nudnych meczów. Władze ligi kontrolują finanse każdej drużyny.
- Takie rozwiązania w Europie nie są praktykowane.
- W Europie bogatsze kluby mogą kupić lepszych zawodników od innych klubów, przez co ligi są zdominowane przez 2,3 zespoły. System w USA był przez wielu chwalony, ale kluby teraz protestują, bo chcą wydawać więcej pieniędzy i być lepsze.
- Ciekawe w sędziowaniu w MLS jest to, że pochodząc z Nowego Jorku, można sędziować mecze swojej drużyny. W Polsce jest zupełnie inaczej.
- To było dla mnie spore zaskoczenie, po przyjechaniu do USA. W Polsce niemożliwe jest, żebym sędziował mecz Stali Stalowa Wola, pochodząc z tego miasta. Robert Sibiga mieszka w Nowym Jorku i teoretycznie wszyscy by powiedzieli, że nie może sędziować meczów tamtejszych drużyn. Ale w praktyce jest inaczej, on nie kibicuje tamtym drużynom i bez znaczenia dla niego jest, komu sędziuje. W stanie New Jersey mieszka bardzo dużo ludzi i jest wielu sędziów. Byłoby niesprawiedliwie, gdyby mecze tam sędziował ktoś z innego stanu.
- A jakie mecze sędziuje najtrudniej?
- Hmm, to dobre pytanie. Każdy mecz zaczyna się tak samo i od sędziego zależy, w jakim kierunku on pójdzie. Najtrudniej jest, gdy są kontrowersyjne sytuacje, które nie są ocenione poprawnie przez arbitra. Wtedy zawodnicy czują, że są skrzywdzeni i ciężko jest dalej prowadzić mecz. Niektóre spotkania mają z góry przypisaną rangę trudnych. Przykładowo Barcelona – Real wiadomo, że będzie wyzwaniem dla sędziego, ze względu na historię tych pojedynków.
Wynik też powoduje, w którą stronę idzie mecz. Jeżeli sędziujesz mecz dwóch mocnych drużyn, jest remis 0:0, to spotkanie będzie pod kontrolą – jak padnie pierwsza bramka, to wtedy zaczną się problemy, gra się zaostrzy – ogólnie rzecz biorąc, jest to bardzo głęboki temat.
Miałem mecze, które były bardzo ważne w mojej karierze na przykład finał pucharu USA czy finał ligi - wiedziałem, że to będzie jedno z najtrudniejszych wyzwań w moim życiu, ale w praktyce to były łatwe mecze do sędziowania, bo zawodnicy bali się podejmować pochopne decyzję i łapać bezsensowne kartki.
- Puentując naszą rozmowę, chciałem cię zapytać o jakąś ciekawą anegdotkę z czasów sędziowskich.
- W jednym meczu na Florydzie, gdy sędziowałem, było bardzo gorąco i około 50. minuty nagle włączyły się zraszacze. Wszyscy zawodnicy się ucieszyli, bo schłodzili się – ja szczególnie się cieszyłem, bo nie było wtedy przerwy na wodę – to była taka ciekawa sytuacja z czasów sędziowania. Trwało to może 5,10 minut, zanim ktoś zorientował się, jak wyłączyć ten sprzęt.
Rozmawiał Dominik Pasternak
Czytaj także
2020-04-15 11:34
Rozgrywki będą wznowione. Liga rusza 30 maja!
2020-04-16 09:13
Developres Rzeszów zainteresowany Louisą Lippmann
Redakcja portalu podkarpacieLIVE nie ponosi jakiejkolwiek odpowiedzialności za treść komentarzy. Każdy użytkownik reprezentuje własne poglądy i opinie biorąc pełną odpowiedzialność za ich publikację.